Jest wczesny wieczór. Pada lekki deszcz, zapada zmierzch. Ruszam spod domu i po kilku chwilach jestem na prostej, nieoświetlonej ulicy. Widoczność nie jest najlepsza. Po skręcie ze skrzyżowania dopiero zaczynam się rozpędzać. Na liczniku jest około 40 km/h. W ostatniej chwili zauważam, że coś niewielkiego przebiega przed samochodem. To jeż. Droga jest pusta, prędkość niewielka, odbijam w lewo, żeby bezpiecznie ominąć małego iglaka. Prosty manewr jednak nie wychodzi. Auto dojeżdżając do środka jezdni niespodziewanie odbija, ustawiając się centralnie na pasie, dokładnie celując w biednego jeża. Nie spodziewałem się oporu podczas skrętu, a siła, z którą wykonywałem manewr, okazała się za mała, żeby przełamać system.

CZYTAJ TAKŻE: Samochody na celowniku hakerów. 600 proc. wzrostu incydentów

""

Foto: moto.rp.pl

Zadziałał Lane Assist, który ma za zadanie utrzymywanie auta w pasie ruchu. Ostrzega przed możliwym opuszczeniem pasa, ale i ewentualnie koryguje tor jazdy tak, żeby nagle i niezamierzenie z niego nie zjechać. Zadziałał idealnie. Tyle że takie rozwiązanie przydaje się na pewno na autostradzie, ale nie jest mi potrzebne po każdym uruchomieniu auta. Nie jest mi też potrzebne w mieście i wielu innych sytuacjach. Wielu producentów niestety zaprogramowało system tak, żeby aktywował się po każdym uruchomieniu silnika. Za to Euro NCAP przyznaje dodatkowe punkty przy testach zderzeniowych. Nowoczesne auta coraz bardziej dają poczucie, że zrobią wszystko za nas. Lane Assist to jeden z tych elektronicznych wspomagaczy, o których sam chcę decydować, kiedy go używam. Co by było, gdyby zamiast jeża przez jezdnię przebiegał pieszy?

CZYTAJ TAKŻE: UE zdecydowała: od 2022 roku nowe, obowiązkowe systemy bezpieczeństwa