55-letni Stadler w połowie czerwca został aresztowany w związku z podejrzeniami o ingerowanie w przebieg śledztwa związanego z dieselgate – aferą fałszowania pomiarów emisji tlenków azotu w silnikach diesla aut produkowanych przez Volkswagena. Do tej pory pozostaje w areszcie. Obecnie funkcję szefa Audi pełni Bram Schot, dyrektor sprzedaży.
CZYTAJ TAKŻE: Markus Duesmann: z BMW na szefa Audi
7-milionową rekompensatę Stadler otrzyma tylko wtedy, jeśli nie zostanie skazany w sprawie karnej przed niemieckim sądem. Według gazety Handelsblatt, to nie jedynie pieniądze, jakie były szef Audi może otrzymać wskutek zerwania kontraktu. W grę ma wchodzić dodatkowa kwota 1,5 miliona euro, która byłaby wypłacona, jeśli Stadler do końca przyszłego roku nie podjąłby pracy w konkurencyjnej wobec Volkswagena firmie. Do tego dostałby 1 mln euro zaległych wypłat i premii.
Rupert Stadler / fot. Bloomberg
Zarówno Volkswagen, jak i Audi utrzymują, że Stadler jest niewinny. Ale według Deutsche Welle, po wybuchu afery jesienią 2015 miał on otrzymać informacje, że także w jego firmie w Ingolstadt, gdzie produkowane są Audi, manipulowano wynikami pomiarów emisji spalin. Monachijska prokuratura, która prowadzi dochodzenie, jeszcze w połowie roku objęła nim 20 podejrzanych, w tym szefa zakupów Audi Bernda Martensa. Był on szefem działu rozwoju silników wysokoprężnych, który został powołany dla koordynacji działań związanych z kryzysem wywołanym aferą spalinową.