Volkswagen chce zapomnieć o niedociągnięciach modeli ID.3 i ID.4. Nowy ID.7 ma brylować dużym zasięgiem, nowym systemem informacyjno-rozrywkowym i niskim zużyciem energii. Łatwo nie będzie, bo już teraz śmiało można stwierdzić, że ten model nie stanie się hitem, ale raczej niszą. Limuzyny tej klasy nie są aktualnie najchętniej kupowanymi samochodami. Na rynku nadal królują SUV-y. Z drugiej strony nie ma się co Volkswagenowi dziwić, że wybrał na kolejną elektryczną premierę właśnie limuzynę. Takie nadwozie najłatwiej uformować pod kątem aerodynamiki i chęci uzyskania dużego zasięgu. Można by powiedzieć, że żadna klasa pojazdów nie jest tak odpowiednia do napędu elektrycznego jak duży sedan.
Volkswagen ID.7
Volkswagen obiecuje, że ID.7 może przejechać na jednym ładowaniu aż 621 km, i to z niewielką baterią o pojemności 77 kWh. Póki co to jedyna wersja jaką oferuje niemiecka marka. Wyboru nie ma również w mocy auta — dostępny jest wyłącznie 286 KM. Ten pokaźny zasięg Volkswagen chce osiągnąć m.in. przez znakomicie dopracowane pod kątem aerodynamicznym nadwozie z Cw 0,23. I to wszystko sprawdza się w praktyce. To auto naprawdę oszczędnie obchodzi się ze zmagazynowanym prądem.
Volkswagen ID.7
Ta niemal pięciometrowa limuzyna o masie własnej 2172 kg zużywa bez problemu 15 kWh w mieście, a zużycie na poziomie 13 kWh również jest możliwe. To naprawdę bardzo dobry wynik. Moc 286 KM i 545 Nm maksymalnego momentu obrotowego rozpędzają ID.7 do 100 km/h w 6,5 sekundy. Nie ma tu wciskania w fotel jak w niektórych elektrykach. Za to dostarczanie mocy jest przyjemne i płynne. Kto chce jej więcej, ten musi poczekać na wersję GTX. Wnętrze jest obszerne, a większy ekran z nowym system zdecydowanie lepszy, chociaż nadal daleki od ideału. Nadal żeby dostać się do niektórych funkcji trzeba zagłębiać się w menu podczas jazdy, a to jest dalekie od bezpiecznej jazdy i skupiania uwagi na drodze.