Asystenci kierowcy: Mają wspierać, mogą skrzywdzić

Współczesne samochody są już niemal jak myśliwce pola walki. Radary, lidary, czujniki omiatające przestrzeń wokół samochodu, kamery… Wszystko po to, by jeździć coraz bezpieczniej. Idea słuszna, ale trzeba pamiętać, że systemy wciąż bywają zawodne i w niesprzyjającej sytuacji, zamiast pomóc, mogą doprowadzić do nieszczęścia.

Publikacja: 05.05.2019 16:17

Asystenci kierowcy: Mają wspierać, mogą skrzywdzić

Foto: fot. AdobeStock

Producenci samochodów doskonale zdają sobie z tego sprawę, dlatego na różne sposoby starają się przypominać kierowcom, że nie jadą samochodem autonomicznym, że wszelkiego rodzaju systemy asystujące i wspierające tylko pomagają, a nie zastępują i pełna odpowiedzialność spoczywa na człowieku siedzącym za kierownicą. Niedawno pisaliśmy o wnioskach amerykańskiego psychiatry i szefa startupu Reimbursify Vatsala G. Thakkara, który ostrzega, że coraz bardziej polegamy na technologii i stajemy się przez to mniej uważni za kierownicą. W artykule opublikowanym w New York Times zastanawia się, czy coraz częściej wyręczające kierowcę systemy asystujące nie prowadzą do skutków odwrotnych od zamierzonych przez ich twórców. A wszystko wzięło się stąd, że pożyczył samochód od swojej żony i podczas cofania podświadomie czekał na sygnał czujników parkowania. Tyle, że ten model nie był w nie wyposażony i doszło do parkingowej stłuczki…

""

Do w pełni autonomicznej jazdy jeszcze droga daleka… / fot. AdobeStock

moto.rp.pl

Jednak to, że coraz bardziej ufamy elektronice i przestajemy być skoncentrowani na drodze to jedno. Drugim problemem jest fakt, że nie zawsze kierowcy zdają sobie w pełni sprawę, jak działają i jakim ograniczeniom podlegają systemy, z których korzystają. A trzecim, że i same systemy nie są jeszcze perfekcyjne. I w ten sposób powstaje niebezpieczny miks, który może doprowadzić do wypadku lub powstania niebezpiecznej sytuacji.

CZYTAJ TAKŻE: Chcesz jeździć bezpiecznie, prowadź auto z manualną skrzynią biegów

Weźmy aktywny tempomat. To jeden z tych wynalazków, do którego warto dopłacić, żeby mieć go na pokładzie.Jeśli jeszcze jest sprzęgnięty z asystentem jazdy w korku z systemem stop&go i dobrze działającym, aktywnym asystentem utrzymywania pasa ruchu, możemy się poczuć nieomal jak w aucie autonomicznym. I tak się (nieomal) czułem podróżując niedawno nową Mazdą 3. Do momentu, kiedy jadąc na tempomacie lewym pasem na łuku ekspresówki (także prowadzącym w lewo) samochód zaczął niespodziewanie hamować. Dlaczego? Bo na prawym pasie znajdowała się ciężarówka i system uznał, że nagle przed maską znalazł się inny pojazd, mimo że oba znajdowały się w skręcie. Być może to wina zbyt szerokiego pola widzenia radaru, być może kwestia kalibracji (do podobnej sytuacji doszło również bez tempomatu – na wyświetlaczu HUD zobaczyłem wtedy czerwony, migający napis HAMUJ). Powód nie jest istotny, fakt, że niespodziewane hamowanie podczas wyprzedzania na ekspresówce czy autostradzie może doprowadzić do kolizji – ktoś jadący z tyłu raczej takiego manewru się nie spodziewa. Przyznaję, nie spotkałem się jeszcze z taką sytuacją, muszę sprawdzić, czy tempomaty w innych modelach reagują podobnie. Fakt, że takie zbiegi okoliczności zdarzają się rzadziej niż częściej, ale się zdarzają i nie można zwalać tu całej winy na system, który – poza tą sytuacją – działał bez zarzutu. Dlatego nie można sobie pozwolić na dekoncentrację.

""

mat.pras.

moto.rp.pl

Z aktywnym tempomatem może współpracować też ISA – inteligentny ogranicznik prędkości, który zgodnie z decyzją UE ma być seryjnym wyposażeniem aut już od 2022 r.Jeśli występuje w opcji aktywnej, czyli takiej, która automatycznie dostosowuje prędkość do ograniczeń, też może – przynajmniej w obecnych wersjach – powodować zagrożenie. Tak było podczas jazd testowych Fordem Focusem na autostradzie pod Niceą. Auto zobaczywszy znak z 70 w czerwonym kółku zaczęło zwalniać. To niby dobra wiadomość, bo system zadziałał. Zła – o mało nie skończyło się to wypadkiem, bo zdezorientowany kierowca samochodu za mną nie był przygotowany na taki manewr. ISA dostosował bowiem prędkość do znaku stojącego przy łącznicy prowadzącej do węzła. Na drodze głównej można było jechać 120 km/h. Z takimi sytuacjami nie radzi sobie zresztą większość systemów odczytywania znaków drogowych, tyle, że kończy się to jedynie wyświetleniem niewłaściwego znaku na tablicy zegarów lub wyświetlaczu przeziernym. Ale jeśli połączymy to z aktywnym ISA, może być źle.

CZYTAJ TAKŻE: Unia chce zbyt szybko nacisnąć na hamulec

Warto także pamiętać, że np. aktywny asystent utrzymywania pasa ruchu w niektórych samochodach działa dopiero od określonej prędkości. Jeśli korzystając z niego zwolnimy, system się dezaktywuje. Tak jest np. w Oplach, w których na pełną współpracę z asystentem możemy liczyć dopiero powyżej 60 km/h. Pułapką mogą okazać się także wszelakiej maści systemy wspomagające jazdę w korku. Niektórzy producenci zachwalają, że dzięki współpracy aktywnego tempomatu z systemem start&go (auto samo rusza, kiedy zrobi to poprzedzający go samochód i w staje, kiedy ten się zatrzymuje) z aktywnym asystentem utrzymywania pasa ruchu można wręcz zająć się na chwilę innymi sprawami, ciesząc się semiautonomiczną jazdą. Nie można, i to z dwóch powodów. Po pierwsze dokładne korygowanie toru jazdy nie wszystkim systemom wychodzi jeszcze najlepiej (czasem auto może „zataczać się” pomiędzy liniami rozgraniczającymi pasy ruchu), po drugie zaś podstawowy element tego systemu – radar – czyta zachowanie samochodu poprzedzającego. Kiedyś sprawdzając taki system zostałem postawiony w stan pełnej gotowości, gdy w pełzającym korku auto przede mną gwałtownie przyspieszyło by przejechać na „późnym żółtym”, a Mercedes którym jechałem (skądinąd systemy tej marki są naprawdę dobre), postanowił powtórzyć ten manewr. Bo żaden z systemów nie „czyta” jeszcze sygnalizacji świetlnej. Być może szkoda…

CZYTAJ TAKŻE: Volvo będą się ostrzegać przed niebezpieczeństwem

Nie znaczy to, że mamy odrzucać zdobycze technologii, które w założeniu służą podniesieniu naszego bezpieczeństwa. Musimy jednak pamiętać, że nawet najbardziej zaawansowana elektronika w pewnych sytuacjach może nie zadziałać lub zadziała nie tak, jak się tego spodziewamy. Dlatego nic nie może zwalniać kierowcy z odpowiedzialności za to, co robi za kierownicą. Właśnie dlatego droga do w pełni autonomicznej, nie ograniczonej obszarowo mobilności jest jeszcze daleka…

Producenci samochodów doskonale zdają sobie z tego sprawę, dlatego na różne sposoby starają się przypominać kierowcom, że nie jadą samochodem autonomicznym, że wszelkiego rodzaju systemy asystujące i wspierające tylko pomagają, a nie zastępują i pełna odpowiedzialność spoczywa na człowieku siedzącym za kierownicą. Niedawno pisaliśmy o wnioskach amerykańskiego psychiatry i szefa startupu Reimbursify Vatsala G. Thakkara, który ostrzega, że coraz bardziej polegamy na technologii i stajemy się przez to mniej uważni za kierownicą. W artykule opublikowanym w New York Times zastanawia się, czy coraz częściej wyręczające kierowcę systemy asystujące nie prowadzą do skutków odwrotnych od zamierzonych przez ich twórców. A wszystko wzięło się stąd, że pożyczył samochód od swojej żony i podczas cofania podświadomie czekał na sygnał czujników parkowania. Tyle, że ten model nie był w nie wyposażony i doszło do parkingowej stłuczki…

Pozostało 85% artykułu
Na drodze
Więcej nowych dróg przed końcem roku
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Na drodze
Polska stoi w korkach. Miasta mają wciąż absurdalne pomysły
Na drodze
Specjalna, bezpieczna torebka Skody
Na drodze
Suzuki wprowadza aplikację „Moje Suzuki” na smartfony
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka