Fiat Chrysler jest jednym z koncernów, które będą miały spore kłopoty ze spełnieniem wchodzącej z początkiem 2020 r. normy emisji CO2 w wysokości 95 g/km, liczonej jako średnia dla floty nowo zarejestrowanych aut danego koncernu. Tymczasem w przypadku FCA średnia w 2018 r. wyniosła 123 g/km. Gdyby tak miało pozostać, UE mogłaby w 2021 r. wystawić FCA rachunek w wysokości nawet 2 mld dol., bo kara za przekroczenia ma wynosić 95 euro za każdy gram ponad normę, pomnożone przez liczbę wprowadzanych do obrotu pojazdów.
Jeep Grand Cherokee Trackhawk / fot. Jeep
Koncern próbuje ratować sytuację umową z Teslą, z którą 25 lutego utworzył „otwarty pool” w Europie. Zgodnie z przepisami UE producenci samochodów mogą bowiem „kupować” zerowe emisje od innych firm, stąd europejski limit emisji dwutlenku węgla FCA i Tesli ma być liczony wspólnie. To jednak za mało – w 2018 r. amerykański producent sprzedał na Starym Kontynencie 29,6 tys. aut (udział w rynku poniżej 0,1 proc.), a od stycznia do lipca 2019 r. – 49,8 tys., dzięki doskonałemu wejściu Modelu 3. W tym samym okresie tego roku FCA w krajach Unii znalazł nabywców na 578 tys. aut mimo nie najlepszej passy marek koncernu.
CZYTAJ TAKŻE: Jeep Grand Cherokee SRT Trackhawk: Diabeł wcielony
Co więcej, w sytuacji, gdy inni producenci mają już bądź właśnie wprowadzają do oferty samochody hybrydowe i czysto elektryczne, których sprzedaż ma pomóc w obniżeniu średniej emisji, FCA może się pochwalić jedynie elektrycznym Fiatem 500, trafiającym na rynek w symbolicznych ilościach. Produkcja nowej odsłony „pięćsetki” w wersji BEV ma ruszyć dopiero w przyszłym roku. Hybrydowe modele dwóch Jeepów, Renegade i Compass, miały swoją premierę podczas tegorocznych targów w Genewie, podobnie jak koncepcyjny elektryk Centoventi, więc na razie wiele się na tym nie ugra.