Szansa, że na polskiej drodze spotkamy motocykl marki SWM jest mniej więcej taka sama, jak szansa na spotkanie niedźwiedzia w Bieszczadach. Niewielu jest u nas importerów tych maszyn, a i marketing firmy pozostawia sporo do życzenia. Miałem jednak okazje zobaczyć jeden z tych motocykli na ulicy i nie ukrywam, że od razu nabrałem ochoty na przymiarkę. Była to bowiem zadbana 125-ka w stylu retro, do których mam swego rodzaju sentymentalną słabość. W salonie House Of Moto na warszawskiej Białołęce dostałem niemal identyczną maszynę na kilkudniowy test. Jest to model Outlaw Gran Milano 125 z charakterystycznym, podwójnym wydechem. Zanim jednak o wrażeniach z jazdy, najpierw słów kilka o samej firmie.
SWM Outlaw 125.
Włosko-chiński romans
Nazwa SWM pochodzi od nazwisk założycieli i miejsca założenia. Skrót rozwija się bowiem do Sironi Vergani Vimercate Milano. W 1971 r. zawodnicy Pietro Sironi i Fausto Vergani postanowili rozpocząć produkcję jednośladów, projektując je wcześniej we własnym garażu. Specjalizowali się głównie w motocyklach offroadowych i trialowych. Firma przetrwała do 1984 r., zbierając po drodze kilka nagród w wyścigach. 30 lat po upadku na jej reaktywację zdecydował się Ampelio Macchi, znany włoski inżynier związany wcześniej z takimi markami jak Cagiva, Aprilia i Husqvarna. Firmę odbudował przy pomocy chińskiego kapitału, a konkretnie – motoryzacyjnego koncernu Shineray. Można więc powiedzieć, że historia SWM ma wiele wspólnych wątków z historią innej włoskiej marki – Benelli, a także z polskimi Junakiem i Rometem. Różnica polega na tym, że produkcja dzisiejszych SWM-ek cały czas odbywa się we Włoszech, w starej fabryce Husqvarny. Sporo rozwiązań stosowanych wcześniej w maszynach tej ostatniej marki stosuje się z resztą obecnie w SWM-kach. W ofercie firmy są m. in. motocykle enduro o pojemności 125 i 300 cm3, półlitrowe supermoto, a takżę 125-ki stylizowane na klasyki, jak testowany przeze mnie Outlaw Gran Milano.
Klasyk w wersji scrambler
Retro styl tej SWMki od razu rzuca się w oczy. Okrągłe lampy (przód i tył), kostkowa opona, szprychowe koła, karbowana, skórzana kanapa, tylne zawieszanie na podwójnych sprężynowych amortyzatorach, zaokrąglony bak i szeroka kierownica to standardowy zestaw w klasyku. Całość uzupełnia charakterystyczna dwururka, czyli podwójny wydech, który znamy chociażby z kultowego modelu Triumpha. Gdyby ta SWMka była wyższa, to można by powiedzieć, że to rasowy scrambler. Ale że siedzenie jest na wysokości zaledwie 720 mm, a skok zawieszenia bardziej miejski niż terenowy, to mamy tu raczej ładnie wyglądający miejski krążownik, którym z gracją i sznytem można przemieszczać się z domu do biura. Zwłaszcza, jak ktoś dorzuci do tego skórzaną kurtkę, jeans i kask typu orzech. Mówiąc więc wprost – testowana SWM-ka od strony wizualnej to maszyna raczej do dżentelmeńskiego lansu. Z zewnątrz widać polot słonecznej Italii, ale przy większym zbliżeniu pachnie też chińskim „sosem słodko-kwaśnym”. Mam tu na myśli trochę dużo okablowania, które w niektórych miejscach widoczne być nie powinno, a jest, a także te plastiki na kierownicy wyglądające, jak przyciski na odpustowych zabawkach. Na szczęście tego typu maszyny to dobra baza do personalizacji, więc przy customowaniu te elementy od razu pójdą do korekty. Tyle o wyglądzie.