Na pierwszy (i nawet drugi) rzut oka, z tym rowerem wszystko jest w porządku. Rama złożona z trzech rodzajów włókien węglowych (T700, T800S I M40J), odpowiednio sztywna i responsywna, napędzana jest sprawdzoną, niezawodną, bardzo popularną – a po liftingu, jaki przeszła parę lat temu, również doskonale się prezentującą – grupą Shimano Tiagra 4700. Całość postawiono na przyzwoitych kołach złożonych z obręczy Alexrims AT480 i piast Shimano RS400, ubranych w opony Schwalbe Lugano Kevlar Guard.
Kross Vento 6.0 / fot. Kross
Producent twierdzi, że rower ten powinny docenić „zarówno osoby, które lubią pokonywać bardzo długie dystanse, jak i poszukujące sprzętu do wymagających treningów i pierwszych startów w wyścigach”. No nie wiem… Z kilku dłuższych przejażdżek na Vento 6.0 wróciłem z przekonaniem, że to bardzo dobry rower. I pytaniem, na które wciąż nie znalazłem odpowiedzi: kto w 100 proc. miałby być zadowolony z jego zakupu…
Nie dla każdego
Ale zacznijmy od początku, a na początku jest oczywiście pierwsze wrażenie. Szczególnie ważne w tym przypadku, bo przecież kolarze dzielą się na tych, którzy przykładają dużą wagę do tego, jak wyglądają oni sami i ich rowery, i na tych, którzy się do tego nie przyznają. Muszę przyznać, że na niereprezentatywnej (i niezbyt licznej) grupie fokusowej w redakcji, spokojne, stonowane malowanie Vento 6.0 wywołało – oczekiwany na pewno przez projektantów z Przasnysza – „efekt wow”. Trudno nie zgodzić się z tym, że rower faktycznie dobrze wygląda, chociaż jak dla mnie – dość konserwatywnie. Kwestia gustu, o którym – jak wiadomo – się nie dyskutuje (ale jak już jesteśmy przy gustach – w mój zdecydowanie lepiej trafia malowanie przedstawionego właśnie młodszego brata testowanego roweru na sezon 2020). Odniosłem wrażenie, że przy modelu na 2019 r. miało być (i jest!) ładnie. I dla każdego. Tyle, że nie jest to rower dla każdego.
CZYTAJ TAKŻE: Rowery Lime wjeżdżają do Warszawy