Nie będę owijał w bawełnę. Po pierwszych kilometrach nawiniętych tą maszyną miałem ochotę oddać ją z powrotem do salonu i zamienić na zwykłą wersję. Dolny odcinek kręgosłupa bolał mnie bowiem tak, jakby mnie ktoś „kijem zajechał“. Skąd te męki? Sportowa kierownica typu clip-on wymusiła na mnie mocno pochyloną pozycję, tymczasem ja na zwykle jeżdżę wyprostowany niczym struna. Tutaj się tak nie da. A żeby odciążyć ręce przy takiej sportowej pozycji, trzeba mocno wbić się nogami w podnóżki, otulić bak kolanami i popracować tyłkiem. Trzeba było ładnych kilku kilometrów, by zaprzyjaźnić się z tym moto. W końcu złapaliśmy nić porozumienia, ale jakiś zgrzyt pozostał…
fot. Grzegorz Rutkowski
Za mało retro w retro
I nie chodzi mi tu wcale o pozycję w siodle, bo ją zawsze się znajdzie, ale o wygląd. Już oglądając zdjęcia tej wersji motocykla miałem mieszane uczucia. Cafe racer zawsze kojarzył mi się z okrągłymi reflektorami z tyłu i z przodu, klasycznym prędkościomierzem ze wskazówką i oldschoolowym fontem, charakterystycznie wyciętą kanapą, nisko zawieszoną kierownicą, która na końcach ma lusterka i płaskim, długim bakiem. W testowanej SV-ce mamy tylko obudowaną, okrągłą lampę z przodu, wspomniane clip-ony i karbowaną kanapę (choć w sumie bliżej tej ostatniej do jakiegoś scramblera niż do cafe racera). Z kolei zegar jest elektroniczny z całą paletą kontrolek i wskaźników, światło z tyłu składa się z dwóch, kanciastych, agresywnych reflektorów, lusterka są zamontowane na normalnych uchwytach, a bak to niemal wierna kopia tego ze zwykłej SV-ki.
fot. Grzegorz Rutkowski
Moim zdaniem producent wprowadził zbyt mało elementów cafe racera, jest to raczej subtelne nawiązanie do stylu retro, nie do końca chyba udane. Przy zachowaniu całego nadwozia zwykłej wersji, w szczególności kratownicowej ramy, i w połączeniu z nisko zamontowaną kierownicą, dostajemy – moim zdaniem – nowoczesnego „kocura”, którym można polować na winkle. Gdyby jeszcze zdjąć tę owiewkę przedniego reflektora, która i tak niewiele pomaga przy walce z oporami powietrza przy dużych prędkościach, moto nabrałoby jeszcze większego pazura. Nie chcę się już czepiać, zwłaszcza, że ocena wyglądu ma zawsze największy margines subiektywizmu, ale ja zmieniłbym też malowanie. Akurat latałem czarno-szarą wersją z czerwonymi wstawkami. Ni to retro, ni to sport. Takie zestaw kolorów jest dobry na ciągnik rolniczy, ale nie na moto, które ma ambicje łączyć dwa światy.