Miasta w Polsce zalewa fala elektrycznych hulajnóg pożyczanych na minuty. W kraju działa już około dziesięciu operatorów takich systemów, przy czym w samej stolicy jest ich pięciu, a wkrótce będzie znacznie więcej.W ostatnich dniach na ulicach m.in. Warszawy i Trójmiasta pojawił się nowy gracz – Blinkee.City, firma znana z wypożyczania elektrycznych skuterów. Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, lada moment swoje jeździki zaoferują również rodzimy startup Jeden Ślad (pod logo Hop.City) i Quick Ride (z początkiem maja rozpoczął działalność w Gdańsku i Sopocie, ale rozszerzy zasięg na inne miasta, w tym Warszawę).
Za dolara dziennie
Hulajnogowy boom to rewolucja w transporcie w miastach w całej Europie. Szacuje się, że tylko w Hiszpanii jest 26 tys. tych jednośladów. W Polsce jeździ ich już 6,5 tys., przy czym pierwsze usługi najmu ruszyły raptem siedem miesięcy temu. Eksperci twierdzą, że mieszkańcy będą chętnie korzystać z takich pojazdów ze względu na brak miejsc parkingowych i korki na ulicach. Tym bardziej że – jak pokazują badania – obecnie 60 proc. naszych podróży nie przekracza 8 km.
A to właśnie idealny zasięg dla hulajnóg. Firmy wstrzeliły się idealnie w potrzeby mieszkańców. Czy biznes jest jednak opłacalny? Z tym może być różnie. Jak podaje Bird, amerykański operator systemu wynajmu hulajnóg na minuty, działający w Warszawie, żywotność tych współdzielonych pojazdów jest dramatycznie krótka i wynika z intensywności użytkowania. Średnia sięga trzech miesięcy. Inni operatorzy twierdzą, że może być to maksymalnie pięć miesięcy. Nic dziwnego, że firmy szukają bardziej wytrzymałych jeździków. Bird skonstruował właśnie nowy, który ma wytrzymać ponad rok użytkowania. Teraz model Bird One ma być sukcesywnie wprowadzany do floty na całym świecie. – Będziemy stopniowo ograniczać swoją flotę hulajnóg elektrycznych jedynie do nowych pojazdów – deklaruje Harry Porter z biura prasowego amerykańskiej spółki.
CZYTAJ TAKŻE: Hulajnogi od Mercedesa i BMW jadą do Polski