Kierowcy nadal lubią diesle

Wszystkie modele, jakie produkujemy, dają nam zysk sięgający 8–9 proc. – mówi szef marki BMW Ian Robertson.

Publikacja: 28.06.2016 21:00

Kierowcy nadal lubią diesle

Foto: Bloomberg

Rz: Praktycznie codziennie może pan wsiąść do innego samochodu z Grupy BMW. Jakie auto z waszej oferty modelowej lubi pan najbardziej?

Ian Robertson: Rzeczywiście codziennie. Oczywiście auta ulubione to te, które przynoszą zysk. I jeśli weźmiemy wszystkie modele, jakie produkuje BMW, dają nam zysk sięgający 8–9 proc.

Widać jednak, że BMW wielki nacisk kładzie dzisiaj na modele X, czyli z napędem na cztery koła. Czy to one są pana ulubionymi?

Zacznijmy od tego, że napęd na cztery koła nie jest już zarezerwowany wyłącznie do aut sportowych czy SUV-ów. Na przykład w Niemczech wszystkie auta z serii 7 mają już napęd na cztery koła. Podobnie jest w Szwajcarii i wiem, że takie auta lubią także Polacy. W USA na północ od Filadelfii po Kolorado wszystkie nasze auta mają napęd na cztery koła. Ta popularność napędu na wszystkie koła wyraźnie rosła od ostatnich 15 lat. Nasz X5 był sukcesem od momentu wprowadzenia go na rynek. To dlatego potem tak szybko wprowadziliśmy X3, x6 i X1, x4 i zamierzamy dodać jeszcze X7. Dzisiaj ok. 30 proc. naszych aut ma napęd na cztery koła. Podobają się i kierowcom, i pasażerom, którzy czują się pewniej, wyżej siedzą i lepiej widzą.

Jak widzi pan rynek samochodowy w tym roku w naszej części Europy?

Jestem spokojny, jak mało gdzie. Szybki wzrost mamy w Polsce i powoli zaczynamy się już do tego przyzwyczajać. I nawet gdyby ten wzrost miał spowolnić, to i tak mamy tam już bardzo silną pozycję. Ale coraz lepsze wyniki mamy także w krajach mniejszych tej części Europy. Teraz wyznaczyliśmy sobie kolejnych dziesięć kluczowych rynków. Nasze plany są poufne, nie ukrywam jednak, że są tam rynki Europy Środkowej, podobnie jak Azji Południowo-Wschodniej. Oczywiście nie wszystkie rynki, w których pokładamy nadzieje, spełnią nasze oczekiwania. Ale mamy już doświadczenie w pobudzaniu popytu tam, gdzie liczymy na szybki wzrost sprzedaży.

Nieznane są jeszcze ostateczne efekty Dieselgate. Czy ma ona wpływ na sprzedaż waszych aut z silnikami Diesla?

Nie zanotowaliśmy jakichkolwiek zmian – i to w żadnym z miejsc, gdzie sprzedajemy samochody: ani w Europie, ani w USA, ani w Azji. Kierowcy nadal lubią diesle, nasze silniki są czyste, wykorzystujemy w ich produkcji najbardziej zaawansowane technologie. Natomiast widać, ale to już z innego powodu, wzrost popytu na auta z napędem hybrydowym. W wielu krajach, przede wszystkim w Skandynawii, Holandii, Francji, wszędzie tam, gdzie są państwowe zachęty do kupowania takich aut. Widzimy, że na te auta popyt szybko rośnie. Ale w porównaniu z dieslami ich udział w naszej sprzedaży jest niewielki. Pewnie w dalszej przyszłości ich udział się zwiększy, ale jesteśmy na to przygotowani. Na naszych taśmach produkcyjnych montowane są na przemian auta z silnikami Diesla i benzynowymi. Czyli wyprodukowanie więcej jednych czy drugich nie stanowi żadnego problemu.

Pana szef Harald Krueger mówi, że rozwój rynku aut elektrycznych to nie sprint, jak w przypadku innych napędów, ale maraton. I że kluczowa jest budowa dostępu do ładowarek. Czy w tej kwestii BMW będzie rozwijało się samodzielnie, promując serię „i”?

Już współpracujemy z innymi firmami na rynku i wspólnie będziemy budować sieci ładowarek. Zresztą technologie produkcji takich stacji zasilania też rozwijają się dynamicznie – szybkie programy ładowania, ładowanie indukcyjne zamiast za pośrednictwem kabli. Na razie jednak nie sprawdziła się strategia wymiany baterii na nowe, bo większość aut jest tak zaprojektowana, że nie ma dostępu do ich baterii. Są jednak takie kraje, które dowiodły, że e-motoryzacja jest osiągalna, i na przykład w tej chwili ok. 20 proc. rynku norweskiego to auta elektryczne.

Dzisiaj na świecie jesteśmy świadkami niesłychanej wręcz liczby akcji przywoławczych. Skąd się to bierze? Czy mimo zaawansowanych technologii auta są gorszej jakości?

Auta są bardziej skomplikowane, a coraz częściej producenci wykorzystują te same elementy do produkcji. Jeśli więc okazuje się, że jakiś komponent jest wadliwy, siłą rzeczy akcja przywoławcza dotyczy większej liczby aut i różnych marek. Teraz więc liczy się przede wszystkim, jak ostatecznie firma upora się z problemem. I widać to dokładnie na rynku.

BMW weszło już w sprzedaż online, gdzie konsumenci mogą w internecie zaprojektować swoje auto. Czy sądzi pan, że to będzie wkrótce główny kanał waszej sprzedaży?

Rzeczywiście zrobiliśmy taki eksperyment i miał on zaskakujące powodzenie. Ale trzeba pamiętać, że kupowaniu aut z segmentu premium zawsze towarzyszą emocje i nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu z dilerem. Jeśli chciała pani zapytać, czy nasza siatka dilerów będzie się kurczyć, to odpowiedź brzmi: nie. Nasi dilerzy są bezpieczni, bo zamierzamy ją jeszcze rozwijać.

Wiadomo, że BMW szuka na rynku 500 informatyków. Czy to oznacza, że zmienia się u was struktura zatrudnienia?

W dziale sprzedaży mamy ogromną grupę pracowników sektora IT. Potrzebni są także w dziale produkcji. I rzeczywiście takie firmy jak nasza zmieniają strukturę zatrudnienia z czysto przemysłowej właśnie w kierunku informatyzacji i cyfryzacji. Takie zespoły mogą nawet być rozproszone po świecie, nie muszą się gromadzić w jednym miejscu.

Czyli w przyszłości BMW może wystawiać się już tylko na targach elektroniki użytkowej w Las Vegas, a nie na salonie motoryzacyjnym w Detroit?

Nie ma na to pytanie prostej odpowiedzi, bo w stanie Michigan, gdzie leży Detroit, znajduje się centrum produkcji baterii do aut elektrycznych, a do tego znów są potrzebni i inżynierowie, i informatycy.

Pana konkurencja – myślę o najnowszym mercedesie klasy E – ma już auto praktycznie autonomiczne. Czy sądzi pan, że tu zmiany pójdą szybko?

Sądzę, że do pełnej automatyzacji jest jeszcze długa droga. Chociaż w naszych autach mamy oczywiście inteligentne tempomaty, kontrolę toru jazdy, można zdjąć nogę z gazu. Ale do zdjęcia rąk z kierownicy na dłużej jest naprawdę daleko.

CV

Ian Robertson ma 58 lat, jest Brytyjczykiem i uznawany jest za najważniejszego przedstawiciela tego kraju w światowej motoryzacji. Absolwent Uniwersytetu Walijskiego w Cardiff. Karierę zawodową rozpoczął w przejętym przez Niemców Roverze w 1979 roku. Dzisiaj odpowiada za markę BMW, a także za sprzedaż i marketing niemieckiej grupy.

Rz: Praktycznie codziennie może pan wsiąść do innego samochodu z Grupy BMW. Jakie auto z waszej oferty modelowej lubi pan najbardziej?

Ian Robertson: Rzeczywiście codziennie. Oczywiście auta ulubione to te, które przynoszą zysk. I jeśli weźmiemy wszystkie modele, jakie produkuje BMW, dają nam zysk sięgający 8–9 proc.

Pozostało 95% artykułu
Archiwum
Gliwice walczą o motoryzacyjną nowość z silnikiem z Tych
Archiwum
Zarobki Elona Muska zatwierdzone, ale nie jednogłośnie
Archiwum
Dyrekcja Skody proponuje podwyżkę zarobków
Archiwum
Europejski plan produkcji PSA
Archiwum
Fabryka Opla w Tychach uratowana