Luka de Meo, szef Renault zapowiedział, że spalinowe modele tej marki pojadą maksymalnie 180 km/h, a ich elektryczne odmiany o 20 km/h wolniej (160 km/h). Jest to kolejna firma, która zdecydowała się na taki ruch. Pierwszą marką, która postanowiła ograniczyć maksymalną prędkość jazdy, było Volvo. Wszystkie modele szwedzkiej firmy rozpędzą się do 180 km/h. Zapowiedź takiej zmiany spotkała się z niezadowoleniem. – Po pierwsze wolniej znaczy bezpieczniej, a ograniczenie maksymalnej prędkości np. do 180 km/h, to z punktu widzenia kodeksu ruchu drogowego, limitów prędkości na drogach publicznych oraz zdrowego rozsądku, to i tak aż nadto. W kwestii środowiskowej, szybciej znaczy nieekonomicznie, bo rośnie zużycie paliwa, co wiąże się z kolei z wyższą emisja zanieczyszczeń – komentuje dla Rzeczpospolitej Mikołaj Krupiński, rzecznik prasowy Instytutu Transportu Samochodowego.
CZYTAJ TAKŻE: Hiszpania wprowadza drastyczne ograniczenia prędkości w miastach
Ponadto trzeba zwrócić uwagę, że nowe technologie same z siebie są wolniejsze. Hybrydy np. Toyoty nie pojadą szybciej niż 190 km/h. Lexus również ograniczył możliwości rozpędzania się do 200 km/h. Większość aut elektrycznych nie jest w stanie rozpędzić się powyżej 160-180 km/h. Takie wartości w dużej mierze są wynikiem układów napędowych, którego przekroczeniu pewnej prędkości zaczynają być mniej wydajne. W związku z tym są limitowane, aby dać użytkownikom 100 procent możliwości, ale w mniejszym zakresie prędkości.
CZYTAJ TAKŻE: Warszawski odcinek S8 z odcinkowym pomiarem prędkości