W zeszłe lato zewsząd powtarzano – co miało swoje potwierdzenie w statystykach – że Polacy zakochali się w kamperach. Pandemia wyhamowała, ale miłość przetrwała?
To stałe, mocne uczucie, choć branża kamperowa nie ma szczęścia - zmierzamy od katastrofy do katastrofy, co ma przecież ogromny wpływ na rynek. Covid-19 sprawił, że kampery weszły do mainstreamu, ponieważ pozwalały uciec od lockdownych ograniczeń. W tym roku doszło do skrajnego uderzenia, czyli inwazji Rosji na Ukrainę. Szaleństwo związane z cenami paliw spowodowało wyhamowanie nie tylko w karawaningu, ale w całej rodzimej turystyce. Ludzie uważniej pilnują domowych budżetów, starają się ograniczać wydatki. Z moich obserwacji wynika, że na wznoszącej fali popularności kamperów, wielu Polaków zainwestowało w takie pojazdy z myślą, że trochę nimi pojeżdżą, a przez resztę czasu będę je wypożyczać. Dziś kupno kampera to ryzyko znacznie większe, co najmniej z dwóch powodów.
Jakich?
Po pierwsze, stopy procentowe i inflacja rosną, co ma oczywiste przełożenie na ceny. A po drugie, obecnie może być trudniej o wynajęcie kampera, bo ludzie zapewne mniej chętnie ruszą w trasę, która będzie kosztowna. Oczywiście zwrotu ku karawaningowi już nie zatrzymamy – to przestała być chwilowa moda – jednak nie mam wątpliwości, że branża wyhamuje.
To ciekawe, bo właściciele wypożyczalni kamperów przekonują, że już praktycznie nie mają wolnych terminów na najbliższy sezon.