Kross Vento 6.0: (Nie)spełniona obietnica

Przetestowanie najtańszej szosy Krossa na węglowej ramie z oferty na 2019 rok przypomniało mi, że „złoty środek” najczęściej pozostaje pojęciem czysto teoretycznym. Nie inaczej jest, gdy chodzi o rowery szosowe.

Publikacja: 16.10.2019 09:02

Kross Vento 6.0: (Nie)spełniona obietnica

Foto: AdobeStock

Na pierwszy (i nawet drugi) rzut oka, z tym rowerem wszystko jest w porządku. Rama złożona z trzech rodzajów włókien węglowych (T700, T800S I M40J), odpowiednio sztywna i responsywna, napędzana jest sprawdzoną, niezawodną, bardzo popularną – a po liftingu, jaki przeszła parę lat temu, również doskonale się prezentującą – grupą Shimano Tiagra 4700. Całość postawiono na przyzwoitych kołach złożonych z obręczy Alexrims AT480 i piast Shimano RS400, ubranych w opony Schwalbe Lugano Kevlar Guard.

""

Kross Vento 6.0 / fot. Kross

moto.rp.pl

Producent twierdzi, że rower ten powinny docenić „zarówno osoby, które lubią pokonywać bardzo długie dystanse, jak i poszukujące sprzętu do wymagających treningów i pierwszych startów w wyścigach”. No nie wiem… Z kilku dłuższych przejażdżek na Vento 6.0 wróciłem z przekonaniem, że to bardzo dobry rower. I pytaniem, na które wciąż nie znalazłem odpowiedzi: kto w 100 proc. miałby być zadowolony z jego zakupu…

Nie dla każdego

Ale zacznijmy od początku, a na początku jest oczywiście pierwsze wrażenie. Szczególnie ważne w tym przypadku, bo przecież kolarze dzielą się na tych, którzy przykładają dużą wagę do tego, jak wyglądają oni sami i ich rowery, i na tych, którzy się do tego nie przyznają. Muszę przyznać, że na niereprezentatywnej (i niezbyt licznej) grupie fokusowej w redakcji, spokojne, stonowane malowanie Vento 6.0 wywołało – oczekiwany na pewno przez projektantów z Przasnysza – „efekt wow”. Trudno nie zgodzić się z tym, że rower faktycznie dobrze wygląda, chociaż jak dla mnie – dość konserwatywnie. Kwestia gustu, o którym – jak wiadomo – się nie dyskutuje (ale jak już jesteśmy przy gustach – w mój zdecydowanie lepiej trafia malowanie przedstawionego właśnie młodszego brata testowanego roweru na sezon 2020). Odniosłem wrażenie, że przy modelu na 2019 r. miało być (i jest!) ładnie. I dla każdego. Tyle, że nie jest to rower dla każdego.

CZYTAJ TAKŻE: Rowery Lime wjeżdżają do Warszawy

Po pierwsze dlatego, że geometria ramy przechylona jest wyraźnie w stronę ścigania (o czym plecy przypominały mi niemal od razu po przejściu do dolnego chwytu). Dlatego osoby, które szukają roweru do wygodnego połykania długich tras powinny raczej omijać Vento 6.0 szerokim łukiem. Geometria ramy sprawia, że to propozycja zdecydowanie bardziej dla amatora ze sportowym zacięciem, niż „romantycznego kolarza”, którego głównym zajęciem są weekendowe kofi rajdy czy spokojne niedzielne rundy z kolegami.

""

AdobeStock

moto.rp.pl

I tu wychodzi pewien paradoks tego modelu – ma trafiać w gusta i potrzeby początkującego ściganta, jednak ten ambitny amator – przez wyposażenie Vento 6.0 w 10-cio rzędową Tiagrę – został właściwie pozbawiony możliwości stopniowego upgradu do wyższej grupy. Tiagra byłaby według mnie świetną propozycją dla roweru z ramą o komfortowej, długodystansowej geometrii. Ale to już inny rower, dla innego klienta. Drugim problemem, z punktu widzenia kolarza kupującego rower do pierwszych wyścigów, może być waga. Według producenta w rozmiarze S wynosi ona 8,55 kg. Wyścigową maszynę złożoną na węglowej ramie można było nieco bardziej odchudzić…

Na szosę i… ulicę

Bez względu na to, kto Vento 6.0 kupi, po zakupie prawdopodobnie będzie na nim… jeździł. Przejdźmy więc do rzeczy najważniejszej, czyli wrażeń z jazdy. A tu jest naprawdę dobrze (szczególnie dla kogoś, kto ostatnio – jak autor tego tekstu – spędza czas przede wszystkim na kilkuletniej aluminiowej sculturze). Do tego stopnia, że na pierwszej dłuższej wycieczce miałem chwilami wrażenie, że rower „sam jedzie”. Koła toczą się doskonale, a napęd – czego można się było spodziewać – pracuje bez zarzutu. Zmiana przełożeń jest płynna, nawet pod obciążeniem i nie zakłóca jazdy, hamulce pracują dokładnie tak, jak od nich oczekujemy.

CZYTAJ TAKŻE: Nowy trend: e-hulajnoga od Fiata, Seata czy Audi

Rower świetnie się prowadzi między innymi za sprawą pewnie leżącej w dłoniach, wygodnej kierownicy (aluminiowej, podobnie jak wspornik kierownicy i siodła, jednak na tej półce cenowej trudno szukać czegoś innego). Sztywna, karbonowa rama reaguje na każdy sygnał, a wycinanie ostrych i dynamicznych zakrętów nie jest problemem nawet dla osób, których technika jazdy – podobnie jak piszącego te słowa – pozostawia wiele do życzenia.

""

AdobeSTock

moto.rp.pl

Jedną z pierwszych rzeczy, na które zwracam uwagę w trakcie dłuższych rowerowych wyjazdów jest… komfort (tak, pogłębia się to z wiekiem). Muszę przyznać, że pod tym względem jest również bardzo dobrze. Rama świetnie tłumi drgania, a siodełko wydało mi się naprawdę wygodne. Pierwsze oznaki dyskomfortu pojawiły się dopiero po trzeciej godzinie jazdy, więc dla mnie siodło założone przez producenta na Vento 6.0 jest interesującą, budżetową propozycją. Z ciekawości pojeździłem testowanym rowerem również po mieście. I chociaż pewnie tylko osoba obdarzona ogromną wyobraźnią (lub całkowicie jej pozbawiona) mogłaby chcieć zrobić z Vento 6.0 miejskiego przecinaka, muszę przyznać, że wrażenia z jazdy były bardzo fajne. Rower jest dynamiczny, zwrotny, no i… szybki. Dlatego od czasu do czasu można sprawdzić go również w miejskim ruchu. Choćby po to, żeby zobaczyć wyraz zdziwienia przeradzający się w bezradność na twarzy wymuskanego pracownika korporacji, na pastelowym, równie wymuskanym, jak on sam skuterze, gdy mimo szczerych chęci nie jest w stanie wyprzedzić rowerzysty. I delikatny uśmiech na twarzy jego blondwłosej pasażerki.

Plusy dodatnie i…

Jak napisałem wcześniej, Vento 6.0 to bardzo dobry rower. Złożony z bardzo dobrych lub choćby przyzwoitych elementów. Właściwie jedynym problemem jest to, że efekt, jakiego oczekuje (i jaki obiecuje) producent, nie do końca pokrywa się z tym, co dostaje klient. Według mnie to znaczący mankament. Ale również subiektywne odczucie – każdy planujący zakup kolejnego roweru szosowego sam przecież dokładnie się do niego przymierzy (szczególnie, gdy chodzi o maszynę kosztującą solidne kilka tysięcy złotych), i może odnieść zupełnie inne wrażenie.

CZYTAJ TAKŻE: Nowy rekord: 280 km/h na rowerze

No właśnie, jest jeszcze cena. Ustalona wyjściowo na poziomie 5999 złotych wydaje się zbyt wysoka. Tym bardziej, że konkurencja na tej półce cenowej jest duża, a wybór szeroki. Klient może przebierać. Dlaczego miałby wybrać akurat Vento 6.0? Może ze względu na polskie pochodzenie marki? Jest pewnie grupa klientów, dla której może być to decydujący argument. Ale patrząc na to, jak rzadko widuję kolarzy na szosach firmy z Przasnysza (poza tymi z niższych półek), obawiam się, że wciąż nie jest zbyt liczna. Mam nadzieję, że powiększy się znacząco po obniżce cen ubiegłorocznych rowerów związanej z prezentacją modeli na sezon 2020.

Na pierwszy (i nawet drugi) rzut oka, z tym rowerem wszystko jest w porządku. Rama złożona z trzech rodzajów włókien węglowych (T700, T800S I M40J), odpowiednio sztywna i responsywna, napędzana jest sprawdzoną, niezawodną, bardzo popularną – a po liftingu, jaki przeszła parę lat temu, również doskonale się prezentującą – grupą Shimano Tiagra 4700. Całość postawiono na przyzwoitych kołach złożonych z obręczy Alexrims AT480 i piast Shimano RS400, ubranych w opony Schwalbe Lugano Kevlar Guard.

Pozostało 93% artykułu
Dwa Kółka
To jest chyba najdziwniejszy pojazd BMW. Coś między skuterem a motocyklem
Dwa Kółka
Ten motocykl zbudowano w Rzeszowie. Wygrał na największym festiwalu motocyklowym
Dwa Kółka
Skąd i jakie motocykle sprowadzają Polacy?
Dwa Kółka
Suzuki Hayabusa obchodzi swoje 25-lecie. Specjalna wersja na urodziny
Dwa Kółka
Co dziesiąty rower wyprodukowany w Europie powstał w Polsce