Żaden kraj nie jest zbyt mały, żaden klient nie jest za mało ważny. Wszędzie, gdzie mogę zatknąć flagę Peugeota, zrobię to. Zazwyczaj rozwinięcie działalności trwa około 12 miesięcy. To jest możliwe w Afryce, w Indiach, w krajach Azji Południowo-Wschodniej. W roku 1962 Peugeot był praktycznie wszędzie, nawet w Republice Południowej Afryki czy w Australii. Teraz założenia są takie: jeśli jesteśmy w stanie zarabiać na inwestycji po 24–36 miesiącach, to idziemy do przodu. Rozwijamy się w Etiopii i w Namibii. W Tunezji ruszymy z produkcją furgonetek. W tym roku ruszymy w Wietnamie. Więc, jak mówiłem, gdzie tylko mogę zatknąć flagę, robię to natychmiast z przekonaniem, że Peugeot może być naprawdę marką światową. Więc wracając do pytania o superauto, bardzo chciałbym wydać miliony na ten projekt, ale wcześniej muszę je zarobić.
Są rynki, na których marki francuskie nie są szczególnie popularne, natomiast niemieckie postrzega się o wiele lepiej. Jak zamierza pan przekonywać, że produkt francuski jest tam samo dobry, albo i lepszy?
Nie stracę ani jednego euro i ani minuty na przekonywanie, że jesteśmy od kogoś lepsi. W krajach, gdzie wizerunek marek niemieckich jest silniejszy, nie będę się z nikim boksował. Mamy w grupie niemiecką markę, niech oni tam walczą. Prezes Opla Michael Lohscheller, który od niedawna jest moim bratem, będzie zabiegał o te rynki. Nikt go już teraz nie ogranicza wyłącznie do Europy. Moje zadanie jest takie: mam walczyć tam, gdzie nas nie było, i oczywiście tam gdzie jesteśmy. To wszystko.
Mówi pan o swoim niemieckim bracie, ale przecież konkurujecie również ze sobą?
I to jak! Codziennie rano myślę o Oplu! A jako szef marki konkuruję ze wszystkimi. Ale z drugiej strony nie jestem głupi i kiedy słyszę, że osoba, która odpowiada za dany region, mówi mi, że akurat u niego lepiej pasuje inna marka z Grupy PSA, nie będę się pchał. Mamy różne auta i nie pamiętam, aby w historii naszej grupy PSA miała się tak dobrze.
Jak zmieniła się sytuacja Peugeota, kiedy do PSA dołączył Opel?