W poniedziałek specjalna komisja Parlamentu Europejskiego przesłucha dwóch byłych unijnych komisarzy zamieszanych w aferę z oszustwami emisyjnymi w przemyśle samochodowym. Będą to Antonio Tajani, Włoch, komisarz ds. przemysłu w latach 2009–2010, i Janez Potocznik, Słoweniec, w tym samym okresie odpowiedzialny za środowisko. Przy czym ten pierwszy, jak wynika z medialnych przecieków, lobbował w interesie koncernów motoryzacyjnych, a ten drugi próbował go bezskutecznie przekonać, że przepisy o emisjach spalin mogą być wadliwe. W efekcie firmy mogą produkować samochody, które faktycznie emitują znacznie więcej szkodliwych substancji, niż jest to dozwolone w unijnym prawie.
W ubiegłym tygodniu przesłuchano już Güntera Verheugena, poprzednika Tajaniego na stanowisku komisarza ds. przemysłu w latach 2004–2009. Za jego czasów powstały kontrowersyjne przepisy. Niemiec argumentował, iż nie miał pojęcia o luce w prawie i nie mógł zakładać, że firmy będą chciały oszukiwać.
Miliardy na odszkodowania
Znamienne jest, że dwaj najbardziej podejrzani komisarze, czyli Verheugen i Tajani, pochodzą z krajów, które są europejskimi potęgami motoryzacyjnymi. To niemiecki koncern Volkswagen został we wrześniu 2015 r. złapany na oszustwie przez amerykańską agencję ds. środowiska. Musiał wtedy przyznać, że 11 mln jego pojazdów z silnikami Diesla, jeżdżących po światowych drogach, ma celowo zainstalowane oprogramowanie, które uaktywnia system redukcji spalin tylko w czasie testów laboratoryjnych dopuszczających pojazd na drogi. Natomiast w normalnym użytkowaniu emisja tlenków azotu znacznie przekracza normy. VW ma procesy w kilkunastu krajach i będzie musiał zapłacić wielomiliardowe odszkodowania. Ale prawdopodobnie nie jest jedynym oszustem.
Podejrzenia dotyczą też innych koncernów, a oficjalną skargę złożono właśnie na koncern Fiat Chrysler. Przesłała ją do Brukseli niemiecka agencja środowiska. Komisja Europejska odpowiedziała, że to sprawa dwustronna, a Włosi twierdzą, że do żadnych nieprawidłowości nie doszło i ich flagowy koncern poprawnie przechodził testy. Niemcy są zaniepokojeni, bo w myśl unijnych przepisów każdy koncern testuje swoje samochody w jednym z europejskich laboratoriów. Jeśli ono dopuści pojazdy do ruchu, to zgoda jest ważna na terenie całej Unii i władze innego kraju nie mogą zablokować takiej decyzji.
Oszustom pomogła luka
VW, a być może też inne koncerny, w oszukańczym procederze wykorzystywał lukę stworzoną im przez europejskiego prawodawcę. Co do zasady nie można oczywiście instalować oprogramowania wyłączającego system kontroli spalin. Ale są wyjątki: ochrona samochodu przed uszkodzeniem. A więc np. wyjątkowo wysoka czy niska temperatura, określona prędkość, określone zachowanie silnika itp. Sama obecność oprogramowania nikogo więc nie dziwiła, okazało się jednak, że służyło ono celowi innemu od zamierzonego. Teraz trwa dochodzenie, czy ktoś mógł celowo wpływać na Komisję, by ta zaproponowała przepisy z taką luką.