Na początek nasuwa się pytanie, dlaczego Opel debiutuje w Skandynawii, skoro ojczyzną marki są Niemcy? Norwegia jest w tej chwili największym rynkiem dla samochodów elektrycznych w całej Europie. Po tamtejszych drogach jeździ już prawie 100 tys. pojazdów napędzanych elektrycznie.
Pomogła w tym skuteczna polityka w zakresie promocji samochodów napędzanych alternatywnie. Przy zakupie klienci nie płacą podatków, są zwolnieni z VAT-u, a do tego opłata drogowa za cały rok jest dużo niższa w porównaniu z samochodami spalinowymi.
Do tego można za darmo korzystać z dróg płatnych i przepraw promowych czy parkingów w mieście. Samochód elektryczny może się poruszać po tzw. buspasach. Ponadto podatek od korzystania z samochodu służbowego do celów prywatnych jest w takim przypadku dużo niższy.
W samym 2015 roku udział samochodów elektrycznych w sprzedaży nowych aut w Norwegii wynosił 22 procent, a w niektórych częściach kraju przekroczył nawet 30 procent. Od kilku dni klienci w tym kraju mogą zamawiać nowego Opla Amperę-e. Cenę samochodu ustalono na poziomie 300 koron norweskich, co w przeliczeniu daje ok. 146 tys. zł.
Samochód kosztuje podobnie co konkurencyjne BMW i3, Volkswagen g-Golf czy Nissan Leaf, ale jego największym atutem jest zasięg. Producent zapowiada, że model wyposażony w litowo-jonowy akumulator przejedzie ponad 500 km na jednym ładowaniu. Żaden z konkurentów w tym przedziale cenowym nie oferuje podobnych parametrów. Pod tym względem Opel może konkurować z kilkukrotnie droższą Teslą. Opel przygotował również system szybkiego ładowania, które pozwoli w ciągu 30 minut naładować samochód energią pozwalającą przejechać 150 km.