Ustawodawca przyjął, że smog będzie łatwo zwalczony przez e-samochody, co jest przedwczesnym stwierdzeniem. Przez najbliższe kilka dekad na naszych ulicach będą użytkowane samochody spalinowe, bo oferta modeli elektrycznych jest niewielka i są one niezbyt praktyczne.
Elektryczne pojazdy o zasięgu 100-150 km kosztują ponad 130-150 tys. zł i zaporowa cena uniemożliwi ich popularyzację. Na barierę cenową wskazało 57,3 proc. respondentów pytanych przez Obserwatorium Rynku Paliw Alternatywnych.
Ładowanie za dnia
Ponadto wybór e-aut jest bardzo wąski. Zatem wdrożenie ustawy w jej obecnym kształcie, gdy wspiera ona napędy elektryczny i gazowe zajmie dekady. Na dodatek stosowanie elektrycznych pojazdów nie przyniesie stabilizacji sieci energetycznych, a raczej zwiększy szczytowe zapotrzebowanie na energię, ostrzegają przedstawiciele energetyki.
Brytyjczycy obliczyli, że przy założeniu korzystania z 20 mln aut elektrycznych (co może nastąpić w 2040 roku), zapotrzebowanie na prąd wzrośnie średnio o 15 proc. (40-50 terawatogodzin). Jednak ten szacunek jest mylący, ponieważ analitycy spodziewają się ładowania e-aut w godzinach szczytowego zapotrzebowania na prąd (zwłaszcza między godziną 18 a 21), zatem w wzrost poboru sięgnie raczej 40 proc.
Zespół Doradców Gospodarczych TOR wskazuje na przykład Holandii, której rząd wycofał się ze wspierania hybryd ładowanych z gniazdka. Okazało się, że użytkownicy nie ładowali ich nocą, lecz za dnia, w pracy. Podobnie jest z ładowaniem akumulatorowych pojazdów elektrycznych, podłączanych do sieci najchętniej w miejscu pracy.