Pod takie pojazdy mają być budowane miasta przyszłości. Auto z napędem elektrycznym, które „zatankuje”, stojąc na płycie indukcyjnej? Albo takie, które ładuje akumulatory wtedy, kiedy prąd jest tani, i odsprzedaje energię dystrybutorowi po wyższej cenie? To tylko dwa pomysły na motoryzację przyszłości. I to niedalekiej, bo japoński Nissan we współpracy z energetycznym gigantem Enelem jest już gotowy do pilotażowego projektu „vehicle – to grid”. – To bardzo prosty projekt, tylko wydaje się kosmiczny – mówił „Rzeczpospolitej” Steven Hollida, dyrektor generalny dystrybutora energii National Grid.
Czy skokowi zainteresowania autami elektrycznymi i autonomicznymi przysłużyła się Dieselgate? – Nie jestem pewien. Wydaje mi się, że powody są znacznie głębsze – mówi „Rzeczpospolitej” Paul Willcox, prezes Nissan Motor Europe. – Chodzi przede wszystkim o zainteresowanie emisjami pochodzącymi z motoryzacji i ochroną środowiska. I to, co robią producenci, żeby sprostać wymogom regulatorów rynku. I o koszty. Ostrzejsza kontrola, ujednolicenie jej warunków w przypadku testów laboratoryjnych i panujących na drogach powoduje, że producenci więcej uwagi poświęcają emisjom, co oznacza zwiększenie inwestycji w technologie. Dokładnie znam koszty zmniejszania emisji tak, aby spełniały one normy wyznaczone przez ustawodawców, i nie są one niskie. Nie ma wyjścia: auta będą drożały – mówi szef Nissan Motor Europe. Nie ukrywa, że jego firma liczy na to, że wyższe ceny aut z silnikami tradycyjnymi skłonią konsumentów ku autom z napędem elektrycznym. Nissan ze sprzedażą na poziomie 300 tys. elektrycznych leafów jest liderem ich produkcji na świecie.
Niedługo już praktycznie każdy producent aut na świecie będzie miał taką ofertę. W pełni zinformatyzowane auta przyszłości staną się rzeczywiście „samo chodami” i zapewne już w 2020 masowo pojawią się na światowych drogach. A skoro autorobota będzie można ściągnąć smartfonem, kierowcy będą raczej skłaniać się ku wynajmowi niż nabywaniu samochodów na własność.
Ten natłok najnowocześniejszych technologii spowoduje, że motoryzacja wkrótce znajdzie się na rozdrożu. – Naprawdę trudno dzisiaj powiedzieć, ile z obecnych marek przetrwa tę rewolucję i kolejne 10–20 lat – uważa Sangup Lee, którego Hyundai właśnie ściągnął z Bentleya i któremu powierzył rozwój marki Genesis. Jego zdaniem rodziny nie będą już wtedy miały po kilka auta, skoro szeroko dostępne będzie wspólne użytkowanie (car sharing). – Pojawi się nowa tendencja: inwestowania w jedno, ale wyjątkowe auto – mówi Sangup Lee.
Czy takie technologie się opłacają? – Zagraliśmy va banque kilka lat temu, stawiając na auta z napędem elektrycznym. Było warto – przekonuje Paul Willcox. Nie wszystkie niezbędne technologie mogą powstać w działach R&D nawet najbogatszych koncernów motoryzacyjnych. Dlatego innowacyjnych start-upów pojawia się wielka szansa zaistnienia na rynku. Najlepszym przykładem niech będzie doświadczenie Nissana na rynku brytyjskim: do swojego projektu japoński producent zaangażował dwa brytyjskie start-upy – Pavegen i Chargifi. – Szukamy następnych, obojętne skąd do nas przyjdą – mówi Willcox.