Nie pracowały zakłady Mercedesa-Benza, Porsche, Audi i BMW, a także poddostawców Schaeffer i SKF. Związek żąda podwyżek płac i bardziej elastycznego czasu pracy dla 3,9 mln zatrudnionych w Niemczech. „Spodziewamy się, że to zwiększy ochotę dojścia do porozumienia” — oświadczył w komunikacie szef związku w Bawarii, Jürgen Werchsler. 

Całodobowe przerwy w pracy, które miały skończyć się 2 lutego wieczorem są ostatnim ostrzeżeniem IG Metall przed przegłosowaniem bezterminowej akcji protestacyjnej, która mogłaby kosztować niemieckie firmy setki milionów euro straconej produkcji.

Związkowcy i pracodawcy wyrazili gotowość wznowienia rozmów w poniedziałek 4 lutego, ale każda ze stron nalega, by ta druga wykazała większą skłonność do ustępstw. Największy niemiecki związek domaga się podwyżki o 8 proc. przez 27 miesięcy i prawa do skrócenia tygodnia roboczego z 35 do 28 godzin przez okres 2 lat na opiekę nad dziećmi starszymi i chorymi krewnymi. Pracodawcy zaproponowali 6,8 proc. w dwóch etapach, ale odrzucili postulat skrócenia czasu pracy, o ile nie będą mogli zwiększyć go w razie potrzeby.

Niemal 200 tys. pracowników w ponad 100 firmach, m.in. w producencie ciężarówek MAN i w Fordzie uczestniczyło w dobowych strajkach w środę i czwartek — podał IG Metall. Do końca piątku ta liczba wzrośnie do ok 260 firm, w tym wielu z innych sektorów, np. lotniczego (Airbus), maszynowego (Siemens) i maszyn rolniczych (Deere).

Związek uwziął się szczególnie na sektor motoryzacji, bo w Niemczech ok. 1000 producentów samochodów i części zamiennych zapewnia 10 proc. PKB i bardzo zależy od sprawnie funkcjonującego łańcucha dostaw komponentów.