Mówisz wakacje myślisz samolot. Loty stały się tak powszechne, że nie wyobrażamy sobie podróży innym środkiem transportu. Nie tylko tych dalekich, wakacyjnych, ale także tych bliższych, do pracy, rodziny, na spotkanie. Trudno się dziwić, bilet na samolot potrafi kosztować kilkadziesiąt złotych. A co ze środowiskiem? Czy kogoś to w ogóle obchodzi?
Owszem. Szwedów. Wymyślili niedawno słowo „flygskam”, które oznacza ni mniej nie więcej, tylko wstyd przed lataniem. Oni już wiedzą, że coś jest tutaj nie tak, że podróże samolotem niszczą środowisko bardziej, niż innymi środkami transportu. Dowód? Jak wynika z badań Instytutu Maxa Plancka każdego roku na skutek emisji CO2 spowodowanej ruchem lotniczym topnieje 6 000 kilometrów kwadratowych lodu w Arktyce. Emisja CO2 z ruchu lotniczego to około pięć procent globalnej emisji i cały czas dynamicznie rośnie. Co gorsze spaliny wyrzucone z silników na wysokości 12 km są dużo bardziej szkodliwe niż te wytwarzane na ziemi.
Dlaczego akurat w Skandynawowi przejmują się tak środowiskiem? Bo są świadomi. Po pierwsze przeciętny Szwed wsiada do samolotu siedem razy częściej niż inni obywatele świata. Po drugie Szwedzi tak urządzili sobie życie, że mniej niż 1 proc. tamtejszych odpadów trafia na wysypiska. Reszta traktowana jest jak złoto i zostaje powtórnie przetworzona. Świadomość, że lot samolotem to powód do wstydu, nie dumy, był tylko kwestią czasu. Szczególnie lot na krótkim dystansie.
Świadoma przesiadka do auta
Dzisiaj w czasach pandemii coronawirusa latanie stało się jeszcze bardziej utrudnione. Coraz więcej osób przesiada się więc do samochodów. Własnych samochodów. To dobrze? Owszem. Skoro jednak na co dzień ograniczamy zużycie plastiku, segregujemy śmieci i wybieramy eko produkty, przy zakupie auta również powinniśmy być świadomi.
Być może stoimy u progu przełomu w historii motoryzacji. Była era silników parowych, był czas Diesla. Czy teraz nadchodzi epoka samochodów elektrycznych? Współczesna technologia ma jednak swoje ograniczenia, a elektryk nie jest dla każdego. Na razie. Rozwiązaniem tu i teraz, na dzisiaj są hybrydy plug-in. To samochody, które łączą wszystko to, co najlepsze w samochodzie elektrycznym z tradycyjnym samochodem spalinowym. Dając niezależność, swobodę, dynamikę oraz świadomość bycia eko. Bo hybryda plug-in przez większość swojego życia potrafi jeździć w trybie bezemisyjnym, czyli praktycznie za darmo.
Hybryda z wtyczką
Czym jest w ogóle hybryda plug-in? To samochód spalinowy połączony z samochodem elektrycznym, który możemy ładować z gniazdka. Pięć godzin i baterie o pojemności 13 kWh naładowane są do pełna. To wystarcza na przejechania nawet 60 km w trybie bezemisyjnym, czyli na prąd. A jeśli zużyjemy całą energię samochód automatycznie przełączy się na zasilanie spalinowe. Bez naszej ingerencji uruchomi się silnik spalinowy 1.4 TSI. System jest jednak na tyle inteligentny, że zawsze pozostawia sobie w akumulatorach niewielki zapas energii. Po co? By wykorzystać go przy ruszaniu lub dynamicznym przyspieszaniu. Właśnie dlatego hybrydy pluch-in są niebywale dynamiczne i zrywne.
Moc za grosze
Moc systemowa to 218 KM (silnik spalinowy 156 KM, silnik elektryczny 115 KM – w hybrydach wartości się nie sumuje) i 400 Nm momentu obrotowego i to właśnie on jest kluczem do dynamicznej jazdy. W przypadku samochodów elektrycznych, a taka przez większość czasu potrafi być hybryda plug-in, moment dostępny jest od zera. To powoduje, że auto bezszelestnie rozpędza się do setki w 7,7 sekundy.
A co z kosztami? Jeśli założymy, że 1 kWh kosztuje w domowej sieci 60 gr., to pełne naładowani akumulatorów Skody Superb iV lub Octavii iV kosztuje zaledwie 8 zł. A to z kolei oznacza, że jeśli uda się nam przejechać na prądzie nie 60, nawet nie 50 tylko 40 kilometrów, każdy z nich to wydatek 20 groszy. Jeśli dołożymy do tego możliwość ładowania z prądu, który sami produkujemy np. poprzez panele fotowoltaiczne, jazda za grosze nabiera nowego, realnego znaczenia.
W zgodzie z naturą
To zadziwiające, ale akumulatory hybrydy plug-in, zarówno Superb iV jak i Octavii iV można także ładować podczas jazdy. I to do 80 proc. ich pojemności. Dzięki temu dystans na prądzie znacznie się wydłuża. Podczas weekendowego wypadu po Polsce okazało się, że z blisko 500 km całkowitego przebiegi aż 126, tak wskazał komputer, przejechałem niemal za darmo, bo na prądzie elektrycznym. I to bez dodatkowego ładowania auta z gniazdka pod drodze. Pozostałą część dystansu na silniku spalinowym, który zużył w tym czasie średnio 7,8 litra na każde sto kilometrów.
Skoda Superb
Materiał Promocyjny