Przyznam się. Choć samochodami jeżdżę od ponad trzech dekad, może nawet kilkadziesiąt razy objechałem równik (wiem, to porównanie jest tyleż obrazowe, co bezsensowne, ale co tam)… nigdy nie ciągnąłem przyczepy. Nawet najmniejszej, takiej, która wesoło podskakuje na wybojach, gdy jest pusta. Nigdy. Może przekonywałem się, że przecież nie jest mi to niczego potrzebne. Może wmawiałem sobie, że samochód z czymś zaczepionym na haku przestaje być rasowym samochodem. Może. A tak naprawdę nie miałem pojęcia, jak z czymś takim można dać sobie radę, a okazji, żeby to sprawdzić, jakoś nie było. Albo je starannie omijałem.
fot. Skoda Polska
Dlatego wprowadzenie przez Skodę do modeli Kodiaq i Octavia systemu Trailer Assist odebrałem jak wyzwanie i szansę, by zmierzyć się z demonami, które wytykały mnie palcami jadąc na wszystkich przyczepach, które w życiu mijałem.
Dżojstik zamiast kierownicy
Pierwsze próby to cofanie z mniejszą przyczepką, w sam raz do przywiezienia brakujących materiałów na budowę. System asystujący uruchamia się wrzucając wsteczny bieg i naciskając przycisk asystenta parkowania. Moim jedynym – przynajmniej teoretycznie – zadaniem jest delikatne naciśnięcie gazu i ustawienie odpowiedniego kąta cofania za pomocą dżojstika, w który zamienia się… regulator lusterek bocznych. Informacje o tym, jak będzie się poruszać przyczepa, są wyświetlane na ekranie pomiędzy zegarami samochodu. Dodatkowo, o ile auto jest wyposażone w system Area View Camera, o którym za chwilę, można się wspierać obrazem z tylnej kamery wyświetlanym na ekranie systemu Infotainment (tak naprawdę jednak liczą się lusterka, bystre oko i doświadczenie).