Polski przemysł powinien stawiać na produkcję samochodów elektrycznych, a za 10 lat po polskich drogach będzie jeździć milion aut na prąd – takie plany rozwoju elektromobilności i walki o czyste środowisko przedstawili w ubiegłym tygodniu wicepremier Mateusz Morawiecki i minister energii Krzysztof Tchórzewski. Zdaniem ekspertów branży motoryzacyjnej ten scenariusz – zważywszy na sytuację krajowego rynku – jest nierealny.
W ubiegłym roku sprzedało się w Polsce tylko 116 samochodów elektrycznych. Rok wcześniej – 83. W tym roku od stycznia do maja nabywców znalazło 48 aut, przy czym w samym maju sprzedało się sześć sztuk. Udział tego rodzaju pojazdów w łącznej liczbie rejestracji samochodów osobowych to zaledwie trzy setne procentu. – Nie żartujmy. Na razie jesteśmy w ogonie Europy pod względem wskaźnika chłonności rynku, pokazującego zarejestrowane samochody na tysiąc mieszkańców. Nie potrafimy nawet wyhamować napływu wyeksploatowanych samochodów z zagranicy – mówi Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar.
Dla zamożnych
Na razie sprzedaż samochodów elektrycznych znacząco rośnie tylko w krajach bardzo bogatych. Przykładowo: w Norwegii przeszło jedna piąta rejestrowanych nowych aut ma napęd elektryczny lub hybrydowy typu plug in. W połowie 2014 roku luksusowa elektryczna Tesla S kosztująca 120 tys. dolarów była tam najlepiej sprzedającym się samochodem, wyprzedzając w rankingach popularności nawet Volkswagena Golfa. Na rozwój elektrycznych pojazdów chce postawić także Holandia. W kwietniu tamtejszy parlament przegłosował projekt ustawy zakazujący od 2025 roku sprzedaży nowych samochodów z silnikami spalinowymi. Na rynek mają od tego momentu trafiać pojazdy zeroemisyjne, którymi – obok elektrycznych – mogą być wprowadzane już do niektórych państw europejskich samochody na ogniwa wodorowe.
Z analizy Strategic Outlook of Global Electric Vehicle Market in 2015 firmy doradczej Frost & Sullivan wynika jednak, że ogólne wyniki sprzedaży aut elektrycznych nie spełniają na razie oczekiwań producentów. – W Europie oraz Ameryce Północnej nie zdołano osiągnąć zakładanego poziomu sprzedaży, główne z powodu niechęci użytkowników do wprowadzania nowych technologii, długiego czasu ładowania pojazdów oraz niewiedzy o zaletach pojazdów elektrycznych – komentował Frost & Sullivan.
Na krótkie trasy
Główną barierą, obok ceny aut, pozostaje wciąż niewielki zasięg i słabo rozwinięta infrastruktura ładowania, której w Polsce praktycznie nie ma. Jednorazowe naładowanie baterii zwykle pozwala tylko na jeżdżenie po mieście. Zdaniem Tchórzewskiego, kupującym powinno to wystarczyć: – By zawieźć dzieci do szkoły i przedszkola, pojechać na zakupy, załatwić wszystkie sprawy, które w tej chwili załatwiamy samochodami napędzanymi paliwem – argumentował podczas prezentacji planu rozwoju elektromobilności. Według Jakuba Farysia, prezesa Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, w polskich warunkach oczekiwania są dużo większe: – Ludzie chcieliby mieć samochód uniwersalny, którym można jechać za miasto na wycieczkę – twierdzi Faryś.