Szósty japoński producent samochodów znalazł się w sojuszu Renaulta- Nissana z przymusu. Po przyznaniu się do oszukiwania osiągów i zużycia paliwa znalazł się w trudnej sytuacji, z pomocą przyszedł Nissan przejmując za 237 mld jenów (2,08 mld euro) 34 proc. udziałów. Szefem firmy pozostał Osamu Masuko, który teraz jest oficjalnie zadowolony z tej integracji.
– Dziś potrzeby inwestycyjne w sektorze motoryzacji są coraz ważniejsze, a coraz trudniej ponosić je przez firmy ograniczonej wielkości — stwierdził w wypowiedzi dla „Le Figaro”. Sprzedaż Opla przez GM i wyjście z Europy pokazuje, że nawet giganci produkujący 10 mln pojazdów rocznie są zmuszani doi pewnych decyzji.
Mitsubishi sprzedająca zaledwie milion samochodów rocznie nie miała szans na dłuższa samotność. Teraz liczy na oszczędności wynikające ze związania się z Nissanem. W 2017 r. powinny wynieść 25 mld jenów (ponad 200 mln euro), 40 mld w 2018 r. (330 mln euro) i przekroczyć 40 mld w roku następnym.
Na razie wspólne projekty dotyczą tych dwóch firm, Mitsubishi rozmawia też z Renaultem, ale nie ma jeszcze niczego do ogłoszenia. Wiadomo na pewno, że nie dojdzie do krzyżowej wymiany udziałami z Francuzami.
Na salonie w Genewie M’bishi pokazała nowy pojazd sportowo-użytkowy o sportowej sylwetce Eclipse Cross. Pojawi się w sprzedaży najpierw w Europie, co świadczy o znaczeniu tego rynku dla szefów z Minato. MMC sprzedała w 2016 r. w krajach Unii zaledwie 106 tys. pojazdów, 0,7 proc. rynku. — Ten rynek jest bardziej skomplikowany, przepisy surowsze. Jeśli odniesie się sukces w Europie, to można liczyć na to wszędzie na świecie — uważa Osamu Masuko.