Bliski schyłek epoki silników Diesla

Przyszłość aut na olej napędowy jawi się w czarnych barwach. Wykańczają je wyśrubowane normy ekologiczne, konkurencja ze strony aut hybrydowych i elektrycznych oraz opłaty za wjazd do miast.

Publikacja: 03.07.2016 19:02

Bliski schyłek epoki silników Diesla

Foto: 123RF

Od 1 lipca centrum Paryża jest zamknięte dla aut starszych niż 20 lat. To głównie pojazdy z silnikami Diesla. – Takich miast będzie coraz więcej – mówi Laurent Petizon, dyrektor w AlixPartners, firmie analitycznej rynku motoryzacyjnego.

Każdy kierowca, który do Paryża wjedzie starym autem, zapłaci mandat w wysokości 36 euro. Od początku 2017 roku kwota wzrośnie do 68 euro.

Znikające diesle

AlixPartners przygotował właśnie analizę europejskiego rynku motoryzacyjnego do 2030 roku. Wynika z niej, że udział aut z silnikami Diesla z obecnych 50 proc. spadnie w tym czasie do zaledwie 9 procent. Wtedy najbardziej mają być popularne silniki hybrydowe (28 proc. udziału w rynku), benzynowe – 25 proc. Tyle samo ma wynieść udział aut z napędem elektrycznym, 18 proc. to hybrydy ładowane z gniazdka.

– To dramatycznie zmieni profil europejskich fabryk silników, a elektryfikacja musi przyjść do Europy, i właśnie diesel zapłaci za nią najwyższą cenę – mówi Laurent Petizon. Jego zdaniem już w roku 2022 liczba europejskich fabryk, które produkują auta z silnikami wysokoprężnymi zmniejszy się z 62 do 55. Jednocześnie w tym samym czasie zacznie rosnąć liczba fabryk produkujących silniki elektryczne i auta z takim napędem.

Zdaniem AlixPartners nie będzie to oznaczało finansowej katastrofy dla obecnych producentów. – Średnio fabryka silników produkująca 400 tys. sztuk rocznie kosztuje ok. pół miliarda euro (tyle planuje wydać Mercedes-Benz na zakład produkujący nowoczesne silniki w Jaworze). Z kolei fabryka z taką samą liczbą baterii do aut elektrycznych, to wydatek ok. 50 mln euro. Potrzeba na nią jedną dziesiątą przestrzeni i znacznie mniejszego zatrudnienia.

Ekologicznie znaczy drogo

Afera dieslowa w Volkswagenie, pokazała, że jeśli diesle mają być czyste, to muszą być droższe. – I tu właśnie może tkwić problem – uważa Dariusz Balcerzyk, ekspert rynku motoryzacyjnego z firmy analitycznej Samar. Jego zdaniem auta z czystszymi silnikami Diesla będą stosunkowo droższe, stąd może właśnie ich udział w rynku będzie malał. – Nie wyobrażam sobie jednak, żeby firmy miały rezygnować z takich pojazdów, które są potem tańsze w eksploatacji, bo i same silniki mają lepsze, a paliwo do nich mimo zmian w akcyzie nadal jest tańsze od benzyny – mówi ekspert Samar. Dzisiaj wystarczy przejechać autem z silnikiem Diesla 30 tys. kilometrów, aby jego eksploatacja stała się wyraźnie tańsza, niż z silnikiem benzynowym.

Hybyrydy najbardziej sensowne

Patrice-Henry Duchene, odpowiedzialny za zrównoważony rozwój w Grupie PSA, jest zdania, że najlepszym wyjściem byłoby więc w tej sytuacji wymienić stare silniki na nowe „czyste diesle”. – To byłby doskonały sygnał dla rynku – uważa.

„Czyste diesle” oprócz samego PSA oraz marek premium mają także Fiat, który produkuje je w polskiej fabryce Fiat Powertrain Technologies Poland w Bielsku-Białej, oraz Opel.

Autorzy analizy AlixPartners są jednak zdania, że przy droższych dieslach, wzrośnie atrakcyjność aut elektrycznych. – To by oznaczało, że gospodarstwa domowe będą potrzebowały dwóch samochodów – jeden elektryczny do jazdy po mieście i drugi do dalszych podróży. W tej sytuacji najlepszym wyjściem będą auta hybrydowe, czyste i niestwarzające takich ograniczeń, jak czyste „elektryki”. Byłaby to forma przejściowa – uważa Dariusz Balcerzyk.

Laurent Petizon z AlixPartners jest przekonany jednak, że w sytuacji, kiedy zasięg aut elektrycznych zwiększy się do 300 kilometrów, które będzie można przejechać także w niskich temperaturach, to ograniczenie zasięgu aut zniknie. Ale przyznaje, że pozostaną inne bariery: tylko w czterech największych miastach Europy – Londynie, Paryżu, Mediolanie – na infrastrukturę do 2030 r. trzeba wydać 30 mld euro. Na razie kosztowała ona 5 mld.

Auta elektryczne mają pod górkę

Rozwój elektrycznej motoryzacji ma w Polsce dwie bariery: finansową i infrastrukturalną.

Średnia cena takiego auta wynosi obecnie w Polsce 150,6 tys. złotych, czyli żeby stać się jego właścicielem, trzeba wydać 37,2 średnich pensji. I na razie nie ma żadnych sygnałów, że rząd mimo ogłoszenia planów pojawienia się na polskich drogach miliona aut z takim napędem w ciągu 10 lat, przygotowywał jakiekolwiek zachęty dla ekologicznej motoryzacji. Brak jest także ładowarek i gwarancji, że prowadząc takie auto, nie utkniemy, bo akumulator się wyczerpie. Szacuje się, że w Polsce jest ok. 60–100 punktów ładowania. Dla porównania: na Węgrzech już w 2015 roku było ich ponad 200, w tym roku ma przybyć kolejne 40. W Polsce najwięcej ładowarek jest w Warszawie, głównie w centrach handlowych, wkrótce mają powstać również w 14 głównych miastach Polski. Ich montowanie planuje również Orlen, który współpracuje z amerykańską Teslą.

Od 1 lipca centrum Paryża jest zamknięte dla aut starszych niż 20 lat. To głównie pojazdy z silnikami Diesla. – Takich miast będzie coraz więcej – mówi Laurent Petizon, dyrektor w AlixPartners, firmie analitycznej rynku motoryzacyjnego.

Każdy kierowca, który do Paryża wjedzie starym autem, zapłaci mandat w wysokości 36 euro. Od początku 2017 roku kwota wzrośnie do 68 euro.

Pozostało 92% artykułu
Tu i Teraz
W Tychach rozpoczęto produkcję chińskiego auta, które kupisz w Europie, ale nie w Polsce
Archiwum
Gliwice walczą o motoryzacyjną nowość z silnikiem z Tych
Archiwum
Zarobki Elona Muska zatwierdzone, ale nie jednogłośnie
Archiwum
Dyrekcja Skody proponuje podwyżkę zarobków
Archiwum
Europejski plan produkcji PSA