Autem elektrycznym nad Bałtyk

Czesi, Słowacy, ale przede wszystkim Węgrzy, a także Rumuni chwalą się sieciami ładowarek dla aut elektrycznych i wzrostem sprzedaży pojazdów z takim napędem. W Polsce, to nadal odległa przyszłość.

Publikacja: 22.11.2015 11:12

Autem elektrycznym nad Bałtyk

Foto: materiały prasowe

Ministrowi gospodarki Węgier, Mihaly Varga marzy się, aby w całym naszym regionie powstała sieć ładowarek.

– Każdy płacący rachunki za energię otrzymywałby kartę, a rachunek za ładowanie baterii w aucie elektrycznym byłby połączony z normalnymi opłatami za korzystanie z energii w gospodarstwie domowym. Wyobrażam sobie, że w niedługim czasie właściciel auta elektrycznego z Budapesztu pojedzie nad Bałtyk ładując baterie po drodze – mówił Mihaly Varga na konferencji „Nowa droga do e-mobilności w UE”, która odbyła się w ostatni weekend w Budapeszcie.

Już teraz na ulicach stolicy Węgier auta elektryczne nie budzą nawet zaciekawienia. I są traktowane jak normalne pojazdy, nie ma zniżek na ich zakup, nie mają prawa do poruszania się po buspasach- jak jest to chociażby w Norwegii, czy Holandii które przodują w nasyceniu rynku motoryzacyjnego autami ekologicznymi.

W Budapeszcie zarejestrowała się druga firma taksówkowa, która we flocie ma 30 aut, wszystko to elektryczne Nissany Leaf. Na Węgrzech japoński producent ma 67 proc rynku takich aut. — Nasze auta jeżdżą więcej, niż zwyczajne taksówki, pasażerowie chcą jeździć autami z napędem elektrycznym — mówi Ors Levay, współwłaściciel i prezes Greenlight Taxi.

Nissan wykorzystał budapeszteńską konferencję dla zaprezentowania najnowszej wersji Leafa — 30 kWh o zasięgu 250 km. Po mieście, kiedy auto często hamuje, może przejechać o kilkanaście kilometrów więcej.

— Dla taksówki, to w pełni wystarcza — mówi Ors Levay.

– Polacy nie mają co liczyć na szybki rozwój infrastruktury dla e-mobilności. „Polska planuje stworzyć jeden całościowy program infrastruktury dla paliw alternatywnych w transporcie. Prace znajdują się na etapie przygotowywania prognozy rozwoju rynku, zatem trudno określić cele ilościowe zarówno dla liczby pojazdów elektrycznych, jak i liczby ładowania punktów elektrycznych – mówił podczas konferencji Roman Kowalski, polski ambasador na Węgrzech, który występował w zastępstwie nieobecnego ministra gospodarki.

Według danych resortu w Polsce jest dzisiaj zarejestrowanych 3,5 tys. aut hybrydowych i z napędem elektrycznym. Z tego „elektryków”, jest niespełna 200. W samym Budapeszcie takich aut jest dzisiaj 140, a z ładowaniem problemu nie ma, bo każdy, nawet prywatny właściciel może podjechać na parking firm taksówkowych i tam podłączyć się do jednej z ładowarek, które są w stanie napełnić energią pustą baterię w niespełna pół godziny. Parkingu z ładowarkami strzeże tylko duży czarny pies, przyjaźnie nastawiony do szanujących ekologię kierowców i jego opiekun, który wskazuje kierowcy do której szybkiej ładowarki może się podłączyć.

Polski przedstawiciel na budapeszteńskiej konferencji podkreślał, że barierami dla rozwoju e-mobilności w Polsce są wysokie ceny tych aut (Nissan Leaf kosztuje 126 tys. złotych, a i3 BMW 140,9 tys.) oraz brak uregulowań prawnych określających zasady sprzedaży energii elektrycznej i rozliczeń między właścicielem samochodu a dostawcą usługi ładowania a sprzedawcą energii. Węgrzy, Słowacy i Czesi nie są od nas bogatsi, a w tych krajach auta w leasingu udostępnia np amerykańska Tesla. Na Węgrzech, Słowacji i w Czechach ładując auto elektryczne płaci się jak za normalne tankowanie na stacji benzynowej. Słaby jest też argument, że te kraje są mniejsze od Polski, więc łatwiej jest zorganizować infrastrukturę. Potrafili ją zbudować np. Hiszpanie i to w czasach najgłębszego kryzysu.

Jak podkreślił Roman Kowalski Polska e rozwoju e- mobilności ma korzystać z doświadczeń krajów sąsiedzkich, a to „pozwoli niewątpliwie uniknąć wielu błędów”. Przedstawiciele firm motoryzacyjnych obecnych na budapeszteńskiej konferencji — BMW, Nissana, Tesli, VW, Renault nie ukrywali, że w dążeniu do ekologicznej motoryzacji Polska jednego błędu już nie uniknęła — szerokiego otwarcia drzwi dla starych aut używanych. I to jest głównym powodem dla którego auta elektryczne wjeżdżają na nasz rynek z tyloma przeszkodami.

Ministrowi gospodarki Węgier, Mihaly Varga marzy się, aby w całym naszym regionie powstała sieć ładowarek.

– Każdy płacący rachunki za energię otrzymywałby kartę, a rachunek za ładowanie baterii w aucie elektrycznym byłby połączony z normalnymi opłatami za korzystanie z energii w gospodarstwie domowym. Wyobrażam sobie, że w niedługim czasie właściciel auta elektrycznego z Budapesztu pojedzie nad Bałtyk ładując baterie po drodze – mówił Mihaly Varga na konferencji „Nowa droga do e-mobilności w UE”, która odbyła się w ostatni weekend w Budapeszcie.

Pozostało 85% artykułu
Archiwum
Gliwice walczą o motoryzacyjną nowość z silnikiem z Tych
Archiwum
Zarobki Elona Muska zatwierdzone, ale nie jednogłośnie
Archiwum
Dyrekcja Skody proponuje podwyżkę zarobków
Archiwum
Europejski plan produkcji PSA
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Archiwum
Fabryka Opla w Tychach uratowana