W 2017 roku sprzedaż aut z napędem elektrycznym skoczyła w Europie o 49 proc. – wynika z ostatniego raportu Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów. Z napędem alternatywnym, czyli oprócz „czystych” elektryków, także hybryd, aut jeżdżących na wodorze, gazie czy wykorzystujących ogniwa paliwowe – o 39 proc. Te liczby warto porównać z ogólnym wzrostem sprzedaży aut na rynku europejskim, który w 2017 wyniósł 3,3 proc.
Tyle że w ubiegłym roku łącznie sprzedano 953,3 tys. samochodów z napędem alternatywnym. Daleko więc jeszcze do rewolucji sprzedażowej – takie pojazdy stanowią jedynie 6,1 proc. rynku europejskiego, na którym nabywców znalazło w 2017 r. 15,6 mln nowych aut. „Czyste” elektryki wyglądają jeszcze słabiej – to jedynie 0,9 proc. rynku.
UE wymusi
Wiadomo jednak, że takich aut na rynku będzie coraz więcej i to nie dlatego, że konsumenci nagle zechcą jeździć pojazdami przyjaznymi dla środowiska. Zmianę w europejskiej motoryzacji wymusza Komisja Europejska, która narzuciła producentem znacznie ograniczenia emisji spalin. Stąd, między innymi, taki entuzjazm marketingowy z ich strony.
Hybrydowym liderem w Europie jest Toyota, a na rynku aut z e-napędem Renault, chociaż np. w Polsce najlepiej w tym segmencie sprzedaje się Nissan Leaf. Jego pierwsza wersja została pokazana w Los Angeles w listopadzie 2009 roku. Wtedy prezes koncernu Renault/Nissan Carlos Ghosn zadeklarował zainwestowanie pierwszych 5 mld dolarów w e-mobilność. Spotkał się z drwinami i niedowierzaniem. W poniedziałek, 5 lutego, Nissan poinformował, że tylko w Chinach na rozwój programów elektrycznej motoryzacji wyda ponad 5 mld dol., wcześniej przeznaczając na ten cel 8 mld dol. na poziomie globalnym. A Volkswagen na rozwój elektromobilności zagwarantował 10 mld euro. Kwoty są więc ogromne.