Producent opon segmentu premium i wyczynowych dla bolidów Formuły I zaoferował swe akcje w cenie emisyjnej 6,5 euro, w dolnym przedziale widełek, znacznie poniżej górnej granicy 8,3 euro, uzyskując wycenę rynkową 6,5 mld euro. Pierwszego dnia notowań akcje staniały podczas sesji o 3,4 proc., a zakończyły ją spadkiem o 0,5 proc. do 6,47 euro.
Mimo, że Pirelli należy do grona najbardziej znanych włoskich marek, inwestorów zaniepokoiły duży dług, skomplikowana struktura zarządzania i ryzyko sprzedania pakietu akcji przed terminem przez jednego z mniejszościowych udziałowców. Powrót na giełdę będzie dla niej sprawdzianem popytu na akcje odchudzonej spółki, która skupiła się na produkcji opon z górnej półki, po rezygnacji z mniej dochodowej produkcji opon do ciężarówek i pojazdów przemysłowych. Ta część została włączona do odpowiedniego działu ChemChina.
Od grudnia akcje Pirelli znajdą się we wskaźniku najważniejszych spółek giełdowych FTSE MIB.
Prezes Marco Tronchetti Provera starał się tłumaczyć gorsze wyniki debiutu i ewentualne rozczarowanie inwestorów. — Zobaczymy za kilka miesięcy. Wiemy, że to solidna firma i będzie mieć wyniki. W pierwszych dniach zawsze kursy wahają się — stwierdził.
Właściciele pitego na świecie producenta opon sprzedali w ramach oferty IPO 40 proc. swych udziałów pozyskując 2,6 mld euro bez opcji greenshoe.