A przecież to tylko ostatnia z naszych porażek w staraniach o te prestiżowe inwestycje. Wcześniej Czesi zgarnęli nam sprzed nosa inwestycję PSA i Toyoty, inną fabrykę PSA postawił na Słowacji, na ten kraj ostatecznie zdecydowała się także Kia, Hyundai wybrał Czechy, Mercedes zdecydował się na Węgry, gdzie działają także zakłady Audi i Suzuki.

Żeby się dobić, można przypomnieć nieudaną prywatyzację FSO, która doprowadziła do upadku niegdysiejszej dumy stolicy. Naszym ostatnim sukcesem w tej środkowoeuropejskiej rywalizacji było przyciągnięcie nowej fabryki Volkswagena, który pod Wrześnią rozpoczął już produkcję dostawczych crafterów. Fabryka samochodów to taki creme de la creme. Łączą się w niej wysiłki tysięcy poddostawców, ale i tak liczy się przecież finalny produkt.

No to ponarzekaliśmy. Dobrze jest jednak pamiętać, że każda porażka niesie w sobie ziarno równej lub nawet większej korzyści, co tłumaczył swoim czytelnikom Amerykanin Napoleon Hill, prekursor nowoczesnego rodzaju pisarstwa znanego jako literatura osobistego sukcesu. Bo, powiedzmy sobie szczerze, Czesi, Słowacy, Węgrzy nie poskładają tych samochodów bez nas. Może nie staliśmy się regionalną potęgą w produkcji samych aut, w produkcji części do nich, w tym tak skomplikowanych, jak gotowe silniki, już tak. I wciąż pojawiają się informacje o kolejnych sukcesach. Jeszcze nie opadł pył po wbiciu pierwszej łopaty w Jaworze, gdzie za ponad 2 mld zł swój pierwszy zakład produkujący nowoczesne silniki w Polsce buduje Daimler, a już kolejne plany inwestycyjne ogłasza Toyota, która w podwrocławskim Jelczu-Laskowicach stworzy swoje europejskie centrum produkcji jednostek hybrydowych, a wcześniej uruchomi produkcję dwóch innych silników benzynowych. Łącznie nowe inwestycje Japończyków w Polsce przekroczą 1 mld zł. Mamy szansę także odegrać się na Słowakach, bo koncern PSA, który niedawno przejął niemieckiego Opla, przymierza się do przeniesienia fabryki jednostek napędowych z Trnawy, a jedną z możliwych lokalizacji są Tychy. Wspomnijmy też o inwestycji koncernu LG Chem w Kobierzycach – kosztem 1,3 mld zł powstaje tam pierwsza w Europie fabryka, w której w sposób masowy będą produkowane baterie litowe do aut elektrycznych.

Wiele z tych, i innych, mniejszych, acz równie ważnych inwestycji w sektorze motoryzacyjnym łączy jedno – będą wykorzystywać potencjał polskich inżynierów, specjalistów IT, korzystać z efektów prac powstających lokalnych centrów badawczo-rozwojowych, a nie bazować na taniej sile roboczej, która zresztą już dawno przestała być tania. Takich projektów właśnie potrzebujemy. A fabrykę narodowych samochodów elektrycznych, jak zapowiada rząd, mamy przecież zbudować sobie sami.