Szefowie Volvo Car w Göteborgu są przekonani, że model XC60 powtórzy niedawny sukces odnowionego XC90.
Jeszcze są S90 i V90. – A XC40 z pewnością bardzo spodoba się kobietom, także w Polsce. I nie wykluczam, że w przyszłości będziemy mieli jeszcze mniejszy model – mówi wiceprezes Peter Martens, wiceprezes Volvo odpowiadający za dział Badań i Rozwoju. – Ale nie w najbliższej przyszłości – zastrzega się.
– Bo nie zamierzamy kopiować rozwiązań niemieckich i zaznaczać teren w każdej niszy rynkowej. Ale w każdej naszej linii modelowej będzie i limuzyna i SUV, i kombi, i crossover. Na razie z naszymi nowymi 40. będziemy wreszcie mieli małe auto globalne. Tego nam brakowało – podkreśla wiceszef Volvo.
W tym roku firma ma duże szanse na pobicie rekordu sprzedaży z 2015 roku, który wyniósł 503 tys. aut, po raz pierwszy przekraczając pół miliona. Do oferty mają dołączyć też auta hybrydowe i elektryczne, bo Volvo chce mieć ofertę w każdej linii modelowej. – Moim celem jest szybkie dojście do 800 tys. sprzedanych aut – mówi Hakan Samuelsson, prezes Volvo.
Kiedy prawie 6 lat temu chiński Geely kupował Volvo Car za 1,8 mld dolarów w Europie uważano to za wielki błąd. Obawiano się, że produkcja zostanie przeniesiona do Chin, bo tam jest taniej. I że marka zostanie zepsuta. Nic takiego się nie stało. Chińczyków nawet nie zraziło to, że skumulowana strata Volvo z lat 2008–2010 wynosiła 2,6 mld dol., a wielkość sprzedaży 33 tys. aut rocznie. Gdzie byłoby Volvo, gdyby nie Chińczycy? – Nigdzie – wzrusza ramionami Samulesson.