W dokumencie nie pada liczba elektryków, które mają jeździć po polskich drogach za osiem lat. Jest za to mowa o obowiązkach administracji centralnej i samorządów terytorialnych, które sukcesywnie mają wymieniać używane samochody na te zasilane energią elektryczną.
Za osiem lat takie pojazdy w przypadku centralnych organów mają stanowić przynajmniej połowę floty (10 proc. od 2020 i 20 proc. od 2023 r., a w gminach powyżej 50 tys. mieszkańców – 30 proc. (10 proc. od 2020 r.). Co więcej, na elektryki mają się przesiadać firmy publiczne świadczące usługi na rzecz tych jednostek, np. komunikacji miejskiej. W 2028 r. udział zeroemisyjnych autobusów ma sięgnąć 30 proc. (5 proc. od 2021 r., 10 proc. – 2023 r., 20 proc. – 2025 r.).
Ale nic na siłę. Jeśli koszty będą przewyższać korzyści (co zostanie udowodnione i uzgodnione z regionalnym dyrektorem ochrony środowiska i po konsultacjach społecznych), to gmina nie będzie zobowiązana do takich zakupów. Analizę trzeba przeprowadzać co trzy lata.
Dla przedsiębiorców i obywateli są natomiast zachęty. Przede wszystkim auta na prąd i paliwa alternatywne będzie można kupić bez akcyzy, a w ramach amortyzacji dokonać wyższego odpisu z tytułu ich zużycia. Właściciele tych pojazdów będą mieli też możliwość korzystania z buspasów i parkowania za darmo w strefach płatnych. Gdy miasta zaczną wyznaczać strefy zeroemisyjne, co dopuszcza ustawa, wjadą do nich bez opłat tylko auta niekorzystające z napędu spalinowego. Wyłączone są m.in. służby porządkowe i ratownicze, transport, dostawcy oraz mieszkańcy danej strefy.