Rząd wreszcie zabiera się do starych, wyeksploatowanych aut z prywatnego importu, od lat zalewających polskie drogi. Projekt radykalnych zmian w opodatkowaniu akcyzą samochodów, który w połowie października przygotowało Ministerstwo Finansów, w listopadzie trafi do senackich komisji. Podstawą opodatkowania nie będzie już wartość auta, jak do tej pory. Podatek ma być ustalany w zależności od pojemności silnika i roku produkcji. Zarazem przedziały wiekowe, które określają wysokość stawek, zostały powiązane z normą emisji spalin. Ma to preferować samochody nowsze, a jednocześnie zlikwidować proceder zaniżania wartości aut sprowadzanych z zagranicy dla zmniejszenia podatku. Zwłaszcza że akcyzą objęte zostałyby wszystkie samochody do 3,5 tony, a więc także auta dostawcze, od których teraz akcyzy się nie pobiera. To sprawia, że część sprowadzanych obecnie aut osobowych, zwłaszcza typu SUV, jest przez prywatnych importerów przerabiana i następnie deklarowana jako dostawczaki.
Nowe z niższą akcyzą
Podatkowe zmiany mogą mocno namieszać w cenach zarówno samochodów nowych, jak i używanych. Instytut Samar wyliczył średnią wartość nowych stawek dla poszczególnych marek samochodów nowych, a także potencjalne wpływy budżetowe w oparciu o wielkość prywatnego importu za pierwsze osiem miesięcy tego roku. Okazuje się, że na zmianach budżet zarobiłby ponad 700 mln zł (porównywalny okres styczeń–sierpień). Zyskaliby także kupujący samochody używane nie starsze niż 7 lat.
Znacznie niższa byłaby też akcyza na auta nowe. Przykładowo: jeśli średnia wartość podatku przypadająca na sprzedanego pomiędzy styczniem a sierpniem opla (niezależnie od pojemności silnika) wynosiła 1646 zł, to według nowych stawek zmniejszyłaby się do 825 zł. Dla toyoty średnia opłata spadłaby z obecnych (średnio) 2797 zł do 904 zł, a w przypadku volkswagena – z 2287 zł na 832 zł. Największe obniżki podatku nastąpiłyby w grupie samochodów drogich. Według Samaru średnia akcyza przypadająca na sprzedanego pomiędzy styczniem a sierpniem mercedesa, wynosząca prawie 12,8 tys. zł, spadłaby w nowym systemie do niecałych 2 tys. zł. W przypadku porsche zmniejszyłaby się 10-krotnie – z 46 tys. do nieco ponad 4,5 tys. zł, a jeszcze większy spadek dotyczyłby aston martina: jeśli na każde z czterech sprzedanych od stycznia do sierpnia aut tej marki średnia wartość akcyzy sięgnęła ponad 175 tys. zł, to przy nowych stawkach skurczyłaby się do 12,6 tys. zł.
Czy to oznacza, że nowe samochody stanieją? Bardzo możliwe, choć decyzje będą leżały w rękach importerów kalkulujących, na ile taka operacja byłaby dla nich opłacalna. – Niższe ceny stymulowałyby wzrost popytu ze strony klientów indywidualnych, których udział w zakupach nowych samochodów bardzo zmalał – twierdzi Wojciech Drzewiecki, prezes Samaru.
Im starsze, tym droższe
Znacznie bardziej może się natomiast zmienić struktura rynku wtórnego, gdzie dominują samochody stare. W przypadku tych liczących ponad 10 lat nowe stawki mogą okazać się zaporowe. Przykładowo: dla auta popularnej marki z silnikiem 1,6 litra z rocznika od 2004 w dół nowa akcyza może podnieść koszt zakupu o połowę. W przypadku 13-letniego samochodu z silnikiem o pojemności 3 litrów podatek wzrósłby z obecnej średniej na poziomie nieco ponad 1,7 tys. do 9,5 tys. zł, a dla auta z 4-litrowym silnikiem – z 2,1 do 18,6 tys. zł. Za to w młodszych rocznikach podatek byłby niższy: od kilkuset złotych do nawet kilkudziesięciu tysięcy w przypadku nowszych aut z dużymi silnikami.