Z końcem ubiegłego tygodnia zakończył współpracę ze spółką stworzoną w październiku ub. r. przez PGE, Taurona, Eneę oraz Energę (każda z firm objęła w niej po 25 proc. kapitału akcyjnego, który wynosi 10 mln zł). Dyrektor zarządzający ElectroMobility Poland o swojej decyzji poinformował na mediach społecznościowych.
– To decyzja w spokojnym czasie, gdyż projekt w obecnej fazie potrzebuje jedynie nadzoru nad przygotowanymi i uruchomianymi już konkursami, które miałem przyjemność współtworzyć z Zespołem EMP. Ja natomiast, pozostając przedsiębiorcą, personalnie potrzebuję zdecydowanie większej dynamiki biznesowej i możliwości realizacji agresywniejszej strategii rozwoju produktów, niż ta, którą mógłbym dalej realizować w EMP – napisał Kowalczyk na portalu społecznościowym.
Zaznaczył, że trzyma kciuki za powodzenie trwającego konkursu na nadwozie małego, elektrycznego auta miejskiego i zachęca do brania w nim udziału. Widać, że 41-letni startupowiec, który od stycznia kierował budową polskiego e-auta, nie najlepiej czuł się nie tyle w korporacyjnych więzach, co stylu prowadzenia działań charakterystycznym dla spółek Skarbu Państwa.
EMP miała być motorem napędowym rządowej strategii elektromobilności i ważnym ogniwem tzw. planu Morawieckiego. O to czy i jak odejście dyrektora zarządzającego EMP wpłynie na wizję 1 mln samochodów elektrycznych nad Wisłą w 2025 r. zapytaliśmy resort rozwoju. Czekamy na odpowiedź. Maciej Kość, prezes EMP, w wydanym oświadczeniu poinformował, że „wszystkie procesy w spółce toczą się bez zakłóceń, a rozwiązanie umowy z Krzysztofem Kowalczykiem nie zagraża żadnemu z projektów, prowadzonych przez EMP”.