Orzeczenie może skłonić niemieckich samorządowców do wprowadzania takich obostrzeń na terenie całych Niemiec. Prawdopodobnie objęłyby one wszystkie diesle niespełniające najnowszej normy Euro 6. Wprowadzono ją w 2015 r. Agencja Bloomberga ocenia, że zakazy mogłyby dotyczyć przeszło 10,5 mln aut.
Niemieckie władze mają potężny problem. Wywołane przez skandal z fałszowaniem emisji spalin i rosnące zanieczyszczenie powietrza w miastach (dopuszczalne limity zostały przekroczone w blisko 70 z nich) protesty przeciwko dieslom i rosnące naciski na ograniczenie ich liczby mogą uderzyć w zatrudniający ponad 850 tys. osób niemiecki przemysł (z którym współpracuje wiele polskich firm), a zarazem w kierowców. Ewentualne ograniczenia mogą doprowadzić do spadku cen aut używanych. To też kłopot dla firm: te stawki są punktem odniesienia dla zawieranych umów leasingowych.
Zagrożenie zakazem już doprowadziło w Niemczech do znaczącego ograniczenia sprzedaży diesli. W styczniu udział tych napędów w łącznej liczbie rejestracji stopniał do jednej trzeciej w porównaniu z połową przed wybuchem afery spalinowej. Tymczasem niemieckie organizacje ekologiczne, które domagają się zakazu, lobbują też za modernizacją oprogramowania silników wysokoprężnych. Według niemieckiego stowarzyszenia ADAC taki zabieg w samochodach z silnikami spełniającymi normę Euro 5 kosztowałby od 1400 do 3300 euro.
Jest bardzo prawdopodobne, że wprowadzenie ograniczeń dla diesli w Niemczech miałoby wpływ na rynek samochodów w Polsce. Część niemieckich posiadaczy diesli, zwłaszcza starszych, będzie chciała się ich pozbyć. Zwiększy to podaż na tamtejszym rynku wtórnym i obniży ceny. To z kolei zachęci polskich importerów używanych samochodów, dla których Niemcy są najważniejszym źródłem zaopatrzenia.