Wrocławska wypożyczalnia ruszyła w sobotę po południu. W ciągu pierwszych godzin w systemie zarejestrowało się kilkuset potencjalnych użytkowników. Należało pobrać na smartfon aplikację i podać niezbędne dane. Konto użytkownika może być zasilane przelewem lub poprzez podpięcie karty płatniczej. Opłata pobierana jest automatycznie po zwróceniu samochodu. Minuta jazdy kosztuje złotówkę. Minuta postoju – 10 groszy. Na razie obowiązuje stawka promocyjna.
Taryfikator jest nieco inny niż w przypadku car sharingu aut z napędem tradycyjnym lub hybrydowym. Tam płaci się za czas jazdy i za przejechane kilometry. Przykładowo w Panek Car Sharing to 50 gr za minutę i 65 gr za każdy rozpoczęty kilometr. W Traficarze – 50 gr za minutę i 80 gr za kilometr. Natomiast atutem wynajmowanych we Wrocławiu aut elektrycznych jest możliwość korzystania z niektórych buspasów i wjazdu do stref w centrum zamkniętych dla ruchu samochodów spalinowych. Vozilla ma także preferencje w parkowaniu: wyznaczono 200 miejsc parkingowych wyłącznie dla jej aut.
Vozilla jest efektem umowy w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego, podpisanej przez miasto i firmę Enigma. Ma obowiązywać przez pięć lat. Według prezesa Enigmy Pawła Luksica jednorazowe wprowadzenie 200 samochodów elektrycznych ma się przyczynić do rozbudowy infrastruktury miasta o sieć szybkich ładowarek do pojazdów na prąd. – Tak dynamiczny rozwój czyni Wrocław liderem e-mobility wśród polskich miast – twierdzi Luksic.
Jak na razie wrocławski system elektrycznego car sharingu jest jednak mocno ograniczony. Elektryczne nissany leaf nie mogą być ładowane przez użytkowników. Robią to jedynie pracownicy Vozilli. W rezultacie klient może pokonać samochodem tylko taką odległość, jaką w danym momencie oferują baterie wynajmowanego auta. Także kwestia budowy infrastruktury ładowania ma zbyt wiele niewiadomych. – O ładowarkach i ich rozlokowaniu jeszcze nie mówimy, bo sami nie wiemy, gdzie docelowo staną. Trwają rozmowy – powiedział „Rzeczpospolitej” Przemysław Hortecki, rzecznik Vozilli.
O tym, że elektryczny car sharing nie musi być skazany na sukces, pokazuje przykład Los Angeles, gdzie operator po pięciu latach wycofał z ulic 300 samochodów elektrycznych, a także Berlina, w którym wycofano 250 takich aut. W dodatku Polska pod względem infrastruktury ładowania, która w krajach zachodnich już w miarę funkcjonuje, jest pustynią. Problemem będą przede wszystkim koszty. Nie ma szans na rozpowszechnienie samochodów elektrycznych bez rządowych dopłat do ich zakupu – są bowiem drogie i mało funkcjonalne. Kosztowne będzie także stawianie ładowarek – pojedynczy punkt to wydatek w granicach 100–200 tys. zł plus opłaty eksploatacyjne.