W czasach prosperity wszystko było jasne: firma rosła, pracownikom powodziło się coraz lepiej, a Wolfsburg, siedziba centrali Grupy kwitł. Kiedy przyszły gorsze czasy, stosunki się zaczęły psuć, mimo że firma jest tak samo zależna od pracowników, jak i pracownicy od niej.
Zaczęło się od publicznego skrytykowania przez Bernda Osterloha, szefa rady pracowniczej w Grupie VW sposobu, w jaki zarząd wziął się za łagodzenie skutków skandalu spalinowego. Potem w liście, o którym nie wiadomo czy do prasy dostał się specjalnie, czy też po prostu „wyciekł” Osterloh krytykował zarząd za to, że pracownicy nie zostali włączeni do dyskusji nad niezbędnymi oszczędnościami w koncernie. Mimo, że sam brał udział w jej posiedzeniu. Szybko potem Osterloh został pouczony przez kolegów z rady nadzorczej, że nie powinien zachowywać się tak konfrontacyjnie. Jego wybuch był tym dziwniejszy, że jeszcze niedawno, kiedy do VW przyszedł z BMW, Herbert Diess, specjalista od cięcia kosztów, przedstawiciel pracowników w radzie wychwalał jego kompetencje. Pojechali nawet razem na przejażdżkę rowerową po terenie fabryki, żeby się zaprzyjaźnić. – W Volkswagenie potrzebny jest taki człowiek – mówił.
Teraz nowy prezes VW, Matthias Mueller ma pełną świadomość, że bez zgody pracowników nie będzie w stanie przeprowadzić żadnych daleko idących oszczędności. Nie może też zgadzać się na wszystkie ich postulaty w sytuacji, kiedy Fitch Ratings i tak już obniżył ocenę wiarygodności kredytowej VW, a co za tym idzie wszystkie pieniądza, jakie VW będzie chciał pożyczyć na rynku na pokrycie kosztów gigantycznej wpadki, stały się droższe.
Związkowcy w Volkswagenie są wyjątkowo silni i wpływowi, nawet jak na niemieckie warunki. Kontrolują połowę rady nadzorczej, a prawo gwarantuje im np zawetowanie kluczowych decyzji dotyczących przyszłości, takich jak zamknięcie którejś z fabryk. Dodatkowo decyzje zarządu są kontrolowane przez rząd Dolnej Saksonii, który posiada 20 proc. udziałów w VW.
Taki układ sił dawał pracownikom ogromne korzyści. W marcu 2015 wszyscy otrzymali podwyżki płac w wysokości 3,4 proc oraz udział w podziale zysków – 5,9 tys. euro na każdego z 1200 tys. niemieckich pracowników. Było to więcej, niż wynikało z zapisów w układzie zbiorowym.