Trudno w tą skromność uwierzyć, bo jednak to Niemcy pozostają największym rynkiem samochodowym w Europie, marki z tego kraju nadal rządzą, a konkurencja robi wszystko, by im to utrudnić. Premier nowych modeli ma być znów rekordowo dużo – ponad 100. Wystawców jednak będzie mniej. Nie pojawi się: Volvo, Mazda, Infiniti, Fiat, Tesla, nie zobaczymy Astona Martina, Jeepa, Abartha, Mitsubishi; z Grupy PSA pokaże się tylko DS i Opel.
Dlaczego? Po pierwsze, wystawienie się na targach naprawdę dużo kosztuje – w grę wchodzą miliony euro, a stoisko we Frankfurcie kosztuje więcej niż na przykład w luksusowej Genewie. Liczą się również koszty przewiezienia aut. Po drugie, targów motoryzacyjnych na świecie zrobiło się już tyle, że producenci wybierają te dla siebie najważniejsze. Po trzecie, nie wszyscy mają nowe modele.
Trzeba wybierać
Ale jest jeszcze jeden powód: targi ściśle motoryzacyjne przestają już wystarczać branży, która korzysta coraz więcej z elektroniki użytkowej, na której opierają się rozwiązania wykorzystywane np. w autach autonomicznych. Nagle okazało się, że np. Consumer Electronic Show w Las Vegas czy też Mobile World Congress w Barcelonie też powoli zmieniają się w wystawy motoryzacyjne, ponieważ coraz więcej wystawców z branży elektronicznej produkuje dla przemysłu samochodowego.
– Kiedy okazało się, że na świecie jest już kilkanaście salonów motoryzacyjnych rocznie, wiedziałem, że z części musimy zrezygnować. Liczyły się koszty, zazwyczaj sięgają one w naszym przypadku nawet 2–3 mln euro. Ostatecznie wybraliśmy amerykańskie Detroit, bo są pierwsze w roku i najważniejsze dla rynku amerykańskiego, Genewę, bo tam zazwyczaj odbywają się premiery aut produkowanych na rynek europejski, oraz odbywające się naprzemiennie wystawy w Pekinie i Szanghaju, ponieważ rynek chiński jest dla nas niesłychanie ważny. Resztę musimy sobie darować – tłumaczy nieobecność na tegorocznej wystawie we Frankfurcie Hakan Samuelsson, prezes Volvo. A rzecznik Tesli, Ricardo Reyes, mówi otwarcie: – Cały czas rozglądamy się za pokazami, na których wystawienie auta nie jest na porządku dziennym. Tylko w ten sposób można teraz zdobyć zainteresowanie ludzi.
Czy to zatem koniec wielkich imprez motoryzacyjnych? Zdaniem Patricka Kollera, prezesa Faurecii, dostawcy komponentów motoryzacyjnych, wystawy samochodowe muszą się zmienić. Nie ma już szans, żeby auta budziły zainteresowanie tylko dlatego, że mają nowe, piękne karoserie, na których prężą się roznegliżowane modelki. Rzeczywiście na zeszłorocznych targach w Paryżu, które odbywają się naprzemiennie z Frankfurtem, było o 14 proc. odwiedzających mniej niż podczas poprzedniej edycji.