W minionym miesiącu na Zachodzie sprzedano 1,07 mln samochodów – wynika z informacji firmy badawczej LMC Automotive. Całe pierwsze półrocze przyniosło wzrost o 9,4 proc. Oficjalne dane za lipiec i sierpień stowarzyszenie ACEA skupiające europejskich producentów aut poda w połowie września. Gorsza sytuacja na europejskim rynku motoryzacyjnym to wynik jego hamowania w Niemczech i we Francji.
– To wskazuje, że nie ma szans na sprzedanie w tym roku w Europie 13,9 mln aut, jak prognozowaliśmy. Byłoby dobrze, gdyby w całej Europie było to 13,4 mln – mówi analityk LMC Emiliano Lewis. W 2015 r. sprzedano 13,5 mln sztuk.
W Niemczech, które są największym rynkiem motoryzacyjnym w Europie, sprzedaż zmniejszyła się w lipcu o 3,9 proc., a we Francji (trzeci rynek) – aż o 9,6 proc. Hiszpania już nie może się szczycić dwucyfrowym wzrostem jak w czerwcu (12,5 proc.), bo w lipcu wyniósł on tylko 4,3 proc. Włochy, które w I półroczu notowały wzrost o 19,2 proc., teraz miały jedynie 2,9 proc.
Tylko minimalnie (o 0,1 proc.) rosła sprzedaż w przygotowującej się do Brexitu Wielkiej Brytanii (drugi co do wielkości rynek). Zdaniem Lewisa to efekt obaw Brytyjczyków. Co gorsza, z powodu spadku kursu funta o ok. 10 proc. będą musieli przyzwyczaić się do myśli, że auta podrożeją.
Jako pierwszy o możliwych podwyżkach cen mówił Sebastiano Fedrigo, szef marki Fiat na Wielką Brytanię, ale zarzekał się, że nikt nie śpieszy się z taką decyzją. Odważny już jest. Francuski koncern PSA poinformował, że podnosi na Wyspach ceny o 2–2,9 proc. Tłumaczy, że to nieuniknione wobec głębokiej dewaluacji waluty, skoro nie produkuje aut na miejscu. Ale także prezes Nissana Carlos Ghosn, który ma fabrykę w brytyjskim Sunderland, zapowiada, że bez podwyżek się nie obędzie. To samo mówi szef Fiata Chryslera Sergio Marchionne. – To zaszkodzi sprzedaży – ostrzega Felipe Munoz z JATO Dynamics.