Toyota miała początkowo problem z takim napędem w Europie. W sytuacji, gdy np. w USA hybrydowy Prius sprzedawał się doskonale, europejscy kierowcy kręcili nosem, bo  na naszym kontynencie rządziły diesle. Kiedy wybuchł skandal z aferą spalinową w Volkswagenie, Toyota  nie chwaliła się, że jej diesle są czyste, tylko powili zaczęła stawiać na hybrydy. Co zaskakujące  japońska marka, choć widoczna ulicach i drogach, nie jest na rynku europejskim wielkim graczem. Jej udział wynosi zaledwie 4,3 proc. i nawet nie a co się porównywać z VW (24,1 proc.).

Hybrydowa strategia zresztą ma się coraz bardziej sprawdzać w przyszłości. Zdaniem analityków UBS diesle zaczną stopniowo zanikać po roku 2025. Podobnego zdania są dilerzy Toyoty, którzy wskazują, że Unia Europejska będzie kładła coraz większy nacisk na czyste powietrze, więc eksploatacja aut z takim napędem będzie coraz bardziej kosztowna.

Karl Schlicht żartuje teraz, że podczas kolejnych salonów samochodowych i debiutów silników niezmienne był krytykowany, bo Toyota pokazywała zbyt mało diesli. A teraz zasada jest taka, że jeśli jakiś klient chce kupić np. Yarisa z silnikiem wysokoprężnym, oferuje mu się wcześniej jazdę testową   takim samym autem, tylko że hybrydą. Strategia sprawdziła się, a dilerzy  mówią już o wzroście popytu na używane hybrydy. I mimo, że nadal te auta stanowią mniejszość w  całkowitej sprzedaży japońskiej marki, to jednak w Europie w 2017 roku Schlicht szacuje, że nabywców znajdzie 400-500 tys. takich aut.

Duże oczekiwania związane  są z  SUVem C-HR, który niedawno znalazł się na rynku, a już dzisiaj jego sprzedaż stanowi  aż 75 proc. aut z silnikiem benzynowo-elektrycznym.