Rząd nie stosuje skalali podatkowej zależnej od emisji np. dwutlenku węgla lub stopnia elektryfikacji napędu. Nie ma także ochrony rynku przed sprowadzaniem pojazdów używanych.
Wraki zagrażające środowisku naturalnemu
Stacje diagnostyczne nie są dostateczną zaporą przed importem zniszczonych, często całkowicie skasowanych aut, odbudowywanych w polskich warsztatach. W rezultacie z miliona aut używanych każdego roku wjeżdżających do Polski, ponad połowa ma 10 lat lub więcej i jest w marnym stanie technicznym. Potwierdzają to dane policji, która tylko w 2015 roku zatrzymała 425,2 tys. dowodów rejestracyjnych pojazdów, które „zagrażały bezpieczeństwu ruchu drogowego, porządkowi na drodze i środowisku naturalnemu”.
Powszechna (sądząc po liczbie ogłoszeń) jest praktyka usuwania filtrów sadzy i oszczędzania na AdBlue. Zarówno filtry jak i AdBlue mają za zadanie zmniejszać emisje sadzy i tlenków azotu, dlatego wszędzie w Europie grożą kary za ich usuwanie lub niestosowanie, ale w Polsce praktyka jest bezkarna.
W rezultacie na 50 najbardziej zanieczyszczonych miast aż 33 jest w Polsce. W Warszawie transport jest źródłem 29 proc. pyłów o średnicy 2,5 mikrona oraz 55 proc. pyłów o średnicy 10 mikronów. Z rur wydechowych pochodzi 2 2 proc. benzo(a)pirenów i 82 proc. dwutlenku azotu.
Miliardy na leczenie
Ta statystyka nie pozostaje bezkarna dla zdrowia. Okresowo powietrze Warszawy i Krakowa jest bardziej zapylone niż w Pekinie. Z badań medycznych wynika, że połowa krakowskich dzieci cierpi na alergie i astmę. Pyły wpływają nie tylko na płuca, ale układ krążenia, nerwowy, skórę, oczy. Astma jest nie do wyleczenia i te osoby do końca życia będą musiały zażywać leki, kosztujące co najmniej 50 euro miesięcznie. Astmatyków jest w Polsce 2,5 mln i ta liczba będzie niestety rosła, podobnie jak koszty leczenia.