Transport czeka e-rewolucja

Pilotażowe budowy ładowarek zaowocują niebawem realnymi inwestycjami. Słupków będzie przybywać, także dzięki wsparciu rządu.

Publikacja: 16.11.2017 21:00

Transport czeka e-rewolucja

Foto: Bloomberg

– Jesteśmy na ostatniej prostej, jeśli chodzi o tworzenie architektury Funduszu Niskoemisyjnego Transportu, który pozwoli wspierać finansowo rozwój elektromobilności. Chcielibyśmy, by zaczął działać z początkiem przyszłego roku – zapowiada w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Jadwiga Emilewicz, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju.

Diesle finansują e-auta

Pełnej listy beneficjentów jeszcze nie ma. Emilewicz wskazuje jednak, że w pierwszej kolejności po pieniądze będą mogły sięgnąć samorządy zainteresowane budową infrastruktury do ładowania aut i autobusów elektrycznych, a także kupowaniem takich pojazdów na potrzeby transportu publicznego.

Rząd nie wyklucza także zakupowego wsparcia indywidualnych nabywców samochodów na prąd. – To jest temat na dalszą przyszłość – zastrzega jednak Emilewicz. – Najpierw chcemy zobaczyć, jak zadziała zachęta w postaci ulg w akcyzie na zakup pojazdów na prąd, a także stymulować rozwój infrastruktury. Bez niej ludzie nie będą chcieli stać się posiadaczami takiego auta.

Są już założenia budżetowe. Fundusz transportowy miałby do dyspozycji 158 mln zł w 2019 r. W kolejnych latach pula by rosła: do 325 mln zł w 2020 r., 503 mln zł w 2021 r., 519 mln zł w 2022 r. aż do 620 mln zł w 2028 r. Niewykorzystana pula przechodziłaby na następny rok. Pieniądze pochodziłyby m.in. z pewnego odsetka od wpływów z akcyzy od aut na paliwa tradycyjne. – Transformację transportu na mniej emisyjny wspierałyby więc diesle – konkluduje Emilewicz.

Jeśli udałoby się zebrać takie środki, to w ramach budżetu na 2019 r. można byłoby zbudowć 750 stacji do ładowania samochodów i autobusów, kupić 300 pojazdów dla administracji oraz wesprzeć kapitałowo dwóch polskich producentów. Bo kolejnym zadaniem funduszu ma być pobudzenie rodzimego potencjału firm dysponujących rozwiązaniami dla elektromobilności.

Rywalizacja o rynek

– Liczba aut na prąd i słupków do ich ładowania będzie rosła wykładniczo. W przyszłym roku może pojawić się 50 punktów szybkiego ładowania, w kolejnych latach ich liczba będzie się podwajać – prognozuje Wojciech Mazurkiewicz, prezes OtoGroup. Po fiasku rozmów z przedstawicielami spółek energetycznych i paliwowych chce on sam proponować samorządom i firmom współpracę i rozwijać własny koncept multistacji przy drogach krajowych (z e-ładowarkami, stacjami na LNG/CNG i wodór), gdzie będzie można w czasie tankowania zrobić zakupy, odebrać przesyłkę czy zjeść.

Greenway Polska postawił już 20 słupków m.in. w Warszawie, Gdańsku, Toruniu, Poznaniu, Rzeszowie. Do końca roku przybędzie kolejnych dziesięć. Tempo jest mniejsze od zapowiedzi (50 stacji do końca roku), ale plany dalekosiężne dotyczące 160 punktów do końca 2019 r., także przy autostradach, się nie zmieniają.– Rozmawiamy o współpracy z wieloma partnerami, także wśród spółek paliwowych. Na razie nie przyniosły one efektów – mówi Rafał Czyżewski, prezes Greenway Infrastructure Poland.

To dlatego, że prywatne firmy rywalizują o rodzący się rynek z koncernami państwowymi. Plany e-słupków na własnych stacjach mają Orlen i Lotos. Ten ostatni wybrał 12 lokalizacji i chce postawić słupki do końca 2018 r. Z naszych informacji wynika, że wkrótce może też dojść do podpisania listu intencyjnego z władzami Śląska w zakresie projektu wodorowego.

Energetyka też nie odpuszcza. Energa ma siedem stacji Trójmieście, a Enea, po wygraniu przetargu, w I kw. 2018 r. postawi pierwsze trzy w Szczecinie.

Najszersze plany w tym zakresie ma lider rynku wytwarzania. – Projekty pilotażowe w Łodzi, Krakowie i Rzeszowie dotyczą budowy blisko 40 stacji szybkiego ładowania – szacuje Paweł Śliwa, wiceprezes ds. innowacyjności w PGE. – Najbardziej zaawansowaną fazę osiągnął projekt w Łodzi, gdzie jeszcze w listopadzie, w jednym z centrów handlowych, uruchomimy pierwszą stację – zapowiada.

W Rzeszowie spółka pracuje nad modelem zapewniającym transfery wahadłowe na linii lotnisko–miasto, a w Krakowie i Rzeszowie uzgadnia zasady uruchomienia car-sharingu.

Dużo większa liczba ładowarek PGE może pojawić się w przyszłości. Wkrótce spółka może się podzielić planami w tym zakresie. Już stworzyła program „e-Mobility dla miast”, oparty na współpracy z samorządami i firmami.

Samorządy wydają się zainteresowane współpracą z firmami tak prywatnymi, jak i państwowymi. W Rzeszowie trwa przetarg na autobusy elektryczne i ładowarki do nich. Jak zapowiada rzecznik magistratu Maciej Chłodnicki, nowe autobusy niskoemisyjne wyjadą na ulice najpóźniej po wakacjach 2018 r.

Latem 2018 r. ma się tam też pojawić dziesięć ładowarek PGE, dostępnych za darmo lub za symboliczną złotówkę. Miały być już przed wakacjami 2017 r. – Negocjacje trwały, bo zależało nam, by ceny ładowania były przystępne dla mieszkańców. Ostatecznie doszliśmy do porozumienia – tłumaczy Chłodnicki. I dodaje, że w ciągu dwóch–trzech lat Rzeszów w ramach porozumienia z PGE chce mieć ok. 100 takich ładowarek.

Zainteresowanie tematem deklaruje Lublin. Na razie jednak nie ma tam żadnych konkretów.

Opinia

Rafał Czyżewski, prezes Greenway Infrastructure Poland, budującej sieć e-ładowarek

Propozycje zmian w ustawie o elektromobilności idą w dobrym kierunku. Bo dają pierwszeństwo inwestorom prywatnym przed operatorami sieci dystrybucyjnych. Niestety, wprowadzono też szereg barier, które zainteresowanym mogą skutecznie utrudnić szybką budowę sieci e-słupków. To np. obowiązek przyłączenia ładowarki do sieci dystrybutora, co średnio trwa 18 miesięcy. Co więcej, wprowadzono obowiązek wyposażenia każdego złącza w ładowarce w licznik energii. Te urządzenia będą więc musiały być przeprojektowane pod potrzeby polskiego rynku, a to też trwa. Nowe przepisy mogą też skutkować likwidacją już istniejących ładowarek, gdyż nie spełniają one wymogów zapisanych w ustawie.

Marcin Korolec, prezes Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych, były minister ochrony środowiska

Pokazany w październiku po konsultacjach projekt ustawy o elektromobilności otwiera się na inwestorów prywatnych w zakresie budowy infrastruktury do ładowania. Państwowa energetyka nie udźwignie ciężaru inwestycji w e-ładowarki rzędu kilkudziesięciu miliardów złotych do 2050 r. Przepisy powinny być maksymalnie liberalne, np. umożliwić właścicielom sklepu budowę punktu i sprzedaż prądu z panelu fotowoltaicznego, a nie tylko z sieci. Na rynku nie dojdzie też do boomu bez zachęt dla nabywców aut na prąd, które cały czas są znacząco droższe niż te z silnikami spalinowymi. Potrzebny jest więc system dla indywidualnych klientów. Takim narzędziem może być np. zwolnienie z podatku VAT przy zakupie.

– Jesteśmy na ostatniej prostej, jeśli chodzi o tworzenie architektury Funduszu Niskoemisyjnego Transportu, który pozwoli wspierać finansowo rozwój elektromobilności. Chcielibyśmy, by zaczął działać z początkiem przyszłego roku – zapowiada w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Jadwiga Emilewicz, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju.

Diesle finansują e-auta

Pozostało 95% artykułu
Archiwum
Gliwice walczą o motoryzacyjną nowość z silnikiem z Tych
Archiwum
Zarobki Elona Muska zatwierdzone, ale nie jednogłośnie
Archiwum
Dyrekcja Skody proponuje podwyżkę zarobków
Archiwum
Europejski plan produkcji PSA
Archiwum
Fabryka Opla w Tychach uratowana