Ale szef rady pracowniczej VW, Bernd Osterloh ostrzega, że cierpliwość strony społecznej jest na wyczerpaniu, bo posunięcia oszczędnościowe są zbyt daleko idące. Zatrudnieni w koncernie zaniepokojeni są planem zwiększenia efektywności wprowadzanym w życie, przez specjalnie do tego ściągniętego z BMW, Herberta Diessa.
— To dokładnie widać. Próby restrukturyzacji w Volkswagenie powodują napięcia pomiędzy zarządem VW i radą pracowniczą- przyznaje Arndt Elinghorst, analityk z Evercore ISl. Na razie jest to próba sił. Problemy się zaczną po 8 marca, kiedy rozpoczną się negocjacje układu zbiorowego. Mimo świadomości wielkich kłopotów pracodawcy, związkowcy żądają podwyżek w wysokości 4,5-5 proc. obecnych pensji, mimo że inflacja w Niemczech wynosi zero. W 2014 roku związkowcy domagali się podwyżek w wysokości 5 proc, dostali 3,4 proc., ale zarząd dodatkowo dorzucił pieniądze do funduszu emerytalnego.
Teraz jednak sytuacja jest zupełnie inna. Na razie nie wiadomo ile będzie kosztowało VW uporanie się z aferą spalinową. Mówi się nawet o 46 mld dolarów, bo jest oczywiste, że wielu właścicieli marek VW w Stanach Zjednoczonych wystąpi z powództwem cywilnym. Realnie jednak wiadomo, że będzie to o wiele mniej. Ile? Tego nie wiadomo do tego stopnia, że zarząd w ostatni piątek, 5 lutego musiał odłożyć opublikowanie wyników finansowych za 2015 rok. Teraz Herbert Diess zapowiada, że jego celem jest zwiększenie efektywność VW o 10 proc, co oznacza głębsze cięcia, niż te jakie zapowiadano 2 lata temu. Wiadomo, że ograniczone zostaną wydatki na R&D, zwiększone zostanie wykorzystanie wspólnych części przez poszczególne marki koncernu oraz ograniczona ma być gama modelowa. Zdaniem Osterloha takie zwiększenie wydajności jest najzwyczajniej nierealne i w prostej drodze prowadzi do cięcia zatrudnienia. Z kolei Diess argumentuje, że miejsca pracy zatrudnionych na kontraktach stałych są bezpieczne, chociaż już pracownicy z umowami terminowymi są zagrożeni. Osterloh ostrzega, że takie zmiany i podejmowanie strategicznych decyzji musi zostać skonsultowane ze stroną społeczną.
—Oczekuję, że ludzie, którzy są nowi w Volkswagenie wykażą mieć szacunek do tego, co udało nam się wcześniej osiągnąć — mówił Osterloh w wywiadzie opublikowanym na stronie związkowej VW. Oczywiście chodziło mu o Diessa, jednego z najskuteczniejszych „pogromców kosztów” w Niemczech. Zmiany przez niego zaplanowane zakładają znacznie uproszczenie struktur zarządzania i zwiększenie odpowiedzialności menedżerów poszczególnych działów w VW. Jego zdaniem proces decyzyjny w koncernie jest nieefektywny, niepotrzebne skomplikowany, więc drogi. Przy tym Herbert Diess doskonale wie, że nie ma czasu. Rynek chiński tak obiecujący przeżywa kłopoty, o USA powiedziano już chyba wszystko, a Brazylia i Rosja z motoryzacyjnej zapaści wyjdą nieprędko.
Takie kompetencyjne spory w przeszłości miały już miejsce w Volkswagenie. W 2006 roku Osterloh starł się z Wolfgangiem Bernhardem, który do koncernu przyszedł z Daimlera. Bernhard chciał także zwiększyć efektywność VW, tak jak to wcześniej zrobił w Daimlerze. Lekarstwa upatrywał w wydzieleniu wielkiej części VW zajmującej się produkcją komponentów, co było równoznaczne ze zwolnieniami i to tysięcy osób. Wygrał Osterloh. Do wydzielenia firmy nie doszło, Bernhard musiał odejść. Potem do podobnego spięcia doszło między Osterlohem i Berndem Pischetsriederem. I efekt był identyczny. Teraz Diess zarzeka się, że w żadnym wypadku nie planuje takiego manewru, chociaż Osterloh przyznaje, że VW powinien być bardziej wydajny. Czy uda im się dojść do porozumienia okaże się więc po 8 marca. Oczekuje się jednak, że szef rady pracowniczej jest gotów na ustępstwa, pod warunkiem jednak, że pracownicy zatrudnieni na kontraktach bezterminowych nie są zagrożeni.