Rz: Czy jest pan zaskoczony fuzją Opla i PSA?
W żadnym wypadku. Fuzja w motoryzacji nie jest niczym nowym, weźmy choćby pod uwagę Renault i Nissana, do których dołączyła w grudniu 2016 nowa japońska marka – Mitsubishi. Konsolidacja na rynku motoryzacyjnym jest więc faktem od jakiegoś czasu, a teraz jest kolejny sprzyjający argument – wysokie koszty zaawansowanych technologii, które trwale już wkroczyły do motoryzacji. Weźmy choćby pod uwagę technologie produkcji aut elektrycznych, aut komunikujących się ze sobą, pojazdów autonomicznych. Dla wielu pojedynczych producentów ich koszty byłyby nie do uniesienia.
Nie sądzi pan jednak, że w tym przypadku chodzi także o skalę? Połączony Opel i PSA będą miały ok. 17 proc. udziału w europejskim rynku…
Skala ma znaczenie, pod warunkiem że towarzyszy jej rosnąca rentowność produkcji. Zależy więc od tego, jak zostanie wykorzystana. Może ona okazać się zarówno przekleństwem, jak i wielką korzyścią. Rzadko zdarza się, że jakiś producent rozmyślnie tnie wielkość produkcji, ponieważ każdemu zależy na zwiększonych przychodach. Chociaż dla nas w Renault Nissan Mitsubishi najważniejsza jest nawet nie skala, ale synergia. Nasi dilerzy są dzisiaj przeszczęśliwi, bo będą mieli kolejną wartościową markę, a i punktów sprzedaży Mitsubishi będzie więcej. Inna zaleta to wspólne zakupy komponentów i np. dostęp do wspólnych płyt podłogowych. Takie fuzje tworzą więc sytuacje, w których wygrać mogą wszyscy.
Jak w takim razie zmieni się Mitsubishi po przejęciu przez Renault-Nissana?