Ośmiu członków ławy przysięgłych zastanawiało się nad tym niecały dzień po 2 tygodniach procesu i stwierdziło, że stacyjka w samochodzie Saturn Sky z 2007 r., który miał wypadek na moście w Nowym Orleanie, zmniejszyła jego bezpieczne użytkowanie, a producent nie uprzedził o możliwych zagrożeniach. Doszli jednak do wniosku, że nie można uznać jej za przyczynę kolizji i nie przyznali odszkodowania.

Był to drugi proces w sprawie stacyjki, w której wadliwa konstrukcja powodowała powrót kluczyka o zerowej pozycji, co gasiło silnik wyłączając układ hamowania, kierowniczy i system poduszek powietrznych. Pierwsza rozprawa zakończyła się w styczniu bez werdyktu, bo powodowi zarzucono zeznania wprowadzające w błąd.

Przewodnicząca ławy przysięgłych Kaitlin Tyler wyjaśniła, że ława doszła szybko do wniosku, że to nie stacyjka doprowadziła do kolizji, a raczej śliska nawierzchnia tamtego dnia na moście. Jeden z przysięgłych David Williams dodał, że ława nie mogła niestety przyznać odszkodowania, bo powodowie Dionne Spain i Lawrence Barthelemy nie udowodnili, że silnik samochodu zgasł.

Profesor prawa z University of Richmont, Carl Tobias stwierdził, że trudno jest wyciągnąć jednoznaczny wniosek z tego werdyktu, ale skoro ława przysięgłych uznała, że stacyjka była wadliwa, to ma to duże znaczenie w dłuższej perspektywie.

General Motors przyznał, że niektórzy jego pracownicy wiedzieli od lat o problemach ze stacyjką, wypłacił dotąd około 2 mld dolarów w ramach kar i ugody.