Najlepsze materiały, staranne wykończenie, bogate wyposażenie, zaskakujące rozwiązania – tak zazwyczaj wyglądają flagowe limuzyny klasy premium. Czy w mniejszych, a co za tym idzie, tańszych modelach tej samej marki można odnaleźć ten sam charakter, styl i atmosferę?

Lexusa LS nikomu specjalnie przedstawiać nie trzeba. To limuzyna najwyższej próby. Dostojna, majestatyczna, luksusowa i niesamowicie komfortowa. Właśnie tym modelem w 1989 roku Toyota wywołała motoryzacyjne tsunami. Najpierw ogłaszając powstanie nowej, luksusowej marki, a zaraz po tym przedstawiając model LS. To o tyle zaskakujące, że wcześniej marka nie miała doświadczenia w budowie luksusowych samochodów. Gdy LS był jeszcze ściśle tajnym projektem o nazwie Circle F.  prezydent koncernu, Eiji Toyody, marzył, by pierwszy samochód, nowej marki był „lepszy od najlepszych na świecie”.  Szybko się okazało, że marzenie Toyody to nie tylko wybujała fantazja.

""

moto.rp.pl

Gładki jak aksamit

LS był lepszy od aut konkurencji. Był szybszy, lepiej wyciszony, dokładniej zmontowany i przede wszystkim bardziej komfortowy a na dodatek bardziej oszczędny. Legendarny jest już test jakiemu poddano czterolitrowy silnik V8 japońskiej limuzyny. Aby sprawdzić jakie wibracje generuje ustawiono na nim długopis i uruchomiono silnik. Jakby tego było mało silnik rozpędzono do 6 tys. obrotów na minutę. Efekt? Stojący pionowo długopis nawet nie drgnął. Japońskim inżynierom pod przewodnictwem Ichiro Suzuki udało się to, czego nie potrafiły ówczesne limuzyny Mercedesa, BMW czy Jaguara.

""

moto.rp.pl

Ręka rzemieślnika

Dzisiaj LS ma już 31 lat, a obecna generacja jest już piątą. Choć trudno w to uwierzyć jeszcze bardziej komfortową, jeszcze bardziej luksusową jeszcze bardziej dopracowaną. Czy to możliwe? Wystarczy wspomnieć choćby 28 możliwości regulacji przednich foteli przednich, napęd hybrydowy nowego generacji i zawieszenie, które potrafi tłumić nawet te najdrobniejsze nierówności. Auto zachwyca stylem i legendarną już jakością wykończenia. Bo tutaj liczą się materiały, harmonia i jakość wykończenie. Kluczem jest japońskie słowo Takumi, czyli precyzja prawdziwych rzemieślników.

""

moto.rp.pl

No dobrze, ale czy w innych, mniejszych modelach Lexusa, istotne są te same elementy? Z potężnego, mierzącego ponad 5,2 metra LS-a przesiadamy się bezpośrednio do najmniejszego crossovera marki, czyli UX-a. Miejsca w nim nie brakuje. No dobrze bagażnik nie jest największy z możliwych, ma ponad 320 litrów, ale to w końcu auto miejskie. Ma być zgrabne i zwinne. Nikt nie będzie pakować tam bagaży na długie wakacje. Co najwyżej na weekendowy wypad.

Najdłuższy w klasie

UX jest ciut węższy od np. Audi Q3, ale za to szerszy od BMW X1. Z nadwoziem mierzącym ponad 4,5 metra długości nie mają jednak szans rywale z konkurencji całej segmentowej konkurencji premium. UX jest po prostu najdłuższy.

Ale co jest najważniejsze UX zapoczątkował nowy trend. W czasach, gdy wielu producentów buduje coraz wyższe samochody, a SUV-y zawłaszczają kolejne rynkowe nisze, Lexus stara się maksymalnie obniżyć nadwozia swoich crossoverów, by tym samym obniżyć środek ciężkości. Efekt to większa przyjemność z jazdy, niższe spalanie, wygodniejsza pozycja za kierownicą i lepsza precyzja prowadzenia.

""

moto.rp.pl

V6 czy R4?

Po przesiadce z LS-a do UX-a zamiast układu hybrydowego z silnikiem V6 o pojemności 3,5 litra (299 KM) i silnikiem elektrycznym (179 KM) o łącznej mocy 359 KM do dyspozycji mam 184 KM. To układ hybrydowy IV generacji z dwulitrowym silnikiem rzędowym oraz silnikiem elektrycznym. Moc? Wystarczająca. Spalanie? Zaskakująco niskie, bo nieprzekraczające 6 litrów na sto kilometrów. Zamiast bezstopniowej skrzyni z 10 wirtualnymi biegami w UX mam skrzynię planetarną, która przez wielu nazywana jest skrzynią bezstopniową.

""

moto.rp.pl

CD na pokładzie

Znacznie ciekawsze jest jednak to, że w małym UX-e znaleźć można wiele wspólnych z LS-em elementów. To dwa kompletnie różne, a jednak tak podobne do siebie auta. Porównywalne materiały wykończeniowe, te same przełączniki, takie samo rozplanowanie deski rozdzielczej, ten sam zegarek – analogowy z okrągłą tarczą. Ba, ten sam system audio Mark Levinson z odtwarzaczem CD(!) na pokładzie.

Spójny, by nie powiedzieć podobny jest też design obu samochodów. Bez wątpienia taki sam jest charakter obu samochodów i styl podróżowania jaki nienachalnie narzucają. Spokojny, ale z pazurem, dostojny, ale gdy trzeba zadziorny. I aż trudno uwierzyć, że dużego LS-a w najbogatszej wersji Omotenashi dzieli od najtańszego UX-a aż 450 tys. zł. Mimo to charakter obu samochodów jest podobny.

Materiał Promocyjny